Nie potrzeba wielkich nakładów pieniędzy, natarczywej promocji czy kontrowersji, by stworzyć dobrą grę. Niestety tytuły mniejszych studiów, które nie mogą sobie pozwolić na marketingową wojnę z rynkowymi potentatami, często są pomijane. Zdarza się, że w ich gronie odnaleźć można pozycje naprawdę godne uwagi. Do takich z całą pewnością zalicza się „Sublustrum”.
Jest to typowa przygodówka, której akcję śledzimy z perspektywy pierwszej osoby. Jeśli kojarzycie „Myst”, łatwo będzie wam wyobrazić sobie, jak wygląda rozgrywka. „Sublustrum” jest jednak czymś więcej niż klonem sprawdzonej wcześniej formuły. Przede wszystkim należy tutaj pochwalić braci zza Buga za bardzo oryginalne podejście do tematu fabuły. Głównym bohaterem jest pisarz, który właśnie powrócił z dalekich wojaży. Na samym początku widzimy go w drodze do mieszkania brata – wynalazcy. Ten domorosły naukowiec skonstruował bardzo niecodzienną maszynę, która umie oddzielić umysł i świadomość od ciała człowieka. Gdy docieramy na miejsce, odnajdujemy zabałaganione mieszkanie, które jednoznacznie sugeruje, iż nasz brat testował swój wynalazek… i przepadł bez śladu. Nie pozostaje nic innego, jak samemu wskoczyć do machiny i odnaleźć zaginionego. Tutaj właśnie zaczyna się zabawa.
Cofając się w przeszłość, systematycznie odkrywamy coraz więcej mrocznych sekretów swojej rodziny. Odwiedzimy różne lokacje, a klimat niektórych z nich naprawdę powala - zaprojektowane są bardzo pomysłowo i z dbałością o szczegóły. Jako, że ciężko mówić w przypadku takiej gry o graficznych fajerwerkach, warto pochwalić ludzi odpowiedzialnych za projekt lokacji. Pokazali, że nie potrzeba olbrzymiej mocy obliczeniowej i najnowszego sprzętu, by otrzymać grę z warstwą wizualną, budującą świetny klimat. W ruinach czujemy się zaszczuci, na regałach kurz zdaje się być namacalny, a w opuszczonym miasteczku samotność doskwiera bardzo wyraźnie. Ścieżka dźwiękowa subtelnie podkreśla to, co widzimy na monitorze, brzęcząc gdzieś w tle.

Ciężko mówić o grze aktorskiej, bo dialogów praktycznie tu nie ma. Bohater wszędzie jest sam, co potęguje surrealistyczne doznania, towarzyszące jego wędrówce. Zagadki czekają na każdym kroku, a niektóre z nich są naprawdę trudne. Niestety w wielu wypadkach, trzeba metodą prób i błędów klikać na co popadnie, by odgadnąć sposób działania niektórych mechanizmów.
Łamigłówki zdają się przede wszystkim być próbami zakłopotania gracza, tak samo jak kolejne odkrywane warstwy fabuły. Z czasem wszystko nabiera powoli sensu , ale zakończenie nadchodzi zdecydowanie za szybko. Czas rozgrywki jest największą wadą „Sublustrum”. Bez poradników ukończyłem ją po około ośmiu godzinach. Korzystając z solucji, można spokojnie podzielić tą liczbę na dwa. Niekorzystnie rzutuje to przede wszystkim na ending. Podejrzewam, że w zamyśle twórców miał on być otwarty, aby zmusić do refleksji i domysłów. Efekt jest natomiast taki, że ma się wrażenie, iż po prostu zabrakło chęci lub deadline dopadł programistów.
Z pewnością warto pochwalić programistów Phantomery Interactive za próbę wyłamania się z ram obowiązujących w dzisiejszych przygodówkach. Ich dzieło może jest krótkie, może jest grą, do której nie ma po co wracać po raz kolejny, ale z pewnością wywołuje emocje. Posiada sugestywny klimat, oryginalną, zagmatwaną fabułę. Gdyby „Sublustrum” spędziło w pracowni jeszcze rok, mogłoby być prawdziwym „must-have”. Jest natomiast tylko ambitnym projektem, o którym zapomnimy za rok czy dwa.

Uważam jednak, że warto sięgnąć po tę grę. Nie kosztuje wiele, a warto czasem rozruszać szare komórki. „Sublustrum” nie posiada wad technicznych, działa sprawnie i wciąga. Szkoda, że na tak krótko. Obserwujmy także poczynania jej twórców, bo ten zespół ma potencjał i jeśli uzyska wsparcie finansowe jakiegoś dużego koncernu, może jeszcze sporo namieszać na scenie.
Ocena 7.5/10