Gry konsolowe >> Recenzje >> Dark Sector

| | A A


Autor: Panzer
Data dodania: 2009-08-30 18:36:44
Wyświetlenia: 5677

Dark Sector

Studio Digital Extremes nie ma na koncie gier, które mogłyby pochwalić się licznymi rzeszami fanów. Developer nie napisał też silnika graficznego, który napędzałby najnowsze hity. Podsumowując, jest to szara myszka w wielkim świecie wirtualnej rozrywki. Twórcy, zabierając się do prac nad nowym tytułem, nie wykazali się również pomysłowością. Do kotła wrzucili tajemniczy wirus, mutanty, fikcyjne państewko, tajnego agenta CIA i dużo krwi. Efekt jednak okazał się nad wyraz ciekawy, a nazwano go „Dark Sector”.

Lasria jest pozostałością po rozpadzie dawnego Związku Radzieckiego. W kraju nie dzieje się najlepiej, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że grasuje w nim zabójczy wirus Technocyte, będący wynalazkiem szalonego doktora Meznera. Osobą naukowca interesuje się rząd Amerykański i starannie stara się infiltrować jego otoczenie za pomocą swoich agentów. Jednym z nich jest Hayden Tenno.

Poznajemy go głęboko za linią wroga, gdy stara się zlikwidować pojmanego przez miejscowych żołnierzy konkurenta. Cel udaje mu się osiągnąć szybko, ale podczas ucieczki na drodze staje mu dziwne, metalowe monstrum. Hayden zostaje ciężko ranny i ostatkami sił udaje mu się schować w pobliskiej miejscowości. Tam odnajduje go Mezner. Szaleniec postanawia zemścić się na Amerykanach, zarażając wirusem ich najlepszego agenta.

Jedynie wieloletnie szkolenie i nadludzka odporność na ból uchraniają naszego bohatera od szaleństwa. Infekcja pokrywa jego prawe ramię metaliczną tkanką, ale zahartowany organizm powstrzymuje ją przed dalszym rozprzestrzenianiem się. Technocyte zamiast choroby, okaże się najlepszą bronią Haydena w walce o dokonanie zemsty na człowieku, stojącym za zarazą. Wszystko to ma miejsce na samym początku przygody, a dalsze chaptery nie obfitują w zaskakujące zwroty fabuły. Jednoznacznie widać, że miała ona odgrywać jedynie drugorzędną rolę, usprawiedliwiając w jakikolwiek sposób krwawe jatki.

Przygoda toczy się naprzód bardzo szybko, ale gra nie rzuca nas przy tym po losowych lokacjach. Każde kolejne odwiedzane miejsce i cele, jakie są tam przed nami stawiane, jasno wynikają z poprzednich dokonań głównego bohatera. Szkoda jedynie, że fabuła nie jest bardziej rozbudowana. Cel, jakim jest zabicie Meznera, pozostaje tak naprawdę nadrzędną wytyczną przez całą przygodę.

Zwrotów akcji jest jak na lekarstwo, chyba, że zaliczymy do nich banały typu ‘ta ścieżka jest zamknięta, znajdź inną’ lub ‘pojawił się nowy, silniejszy rodzaj wroga’. Bardzo ogólnikowo wyjaśniono także stosunki pomiędzy poszczególnymi postaciami. Jedyne pewniki jakie mamy to tożsamość głównego bohatera i jego przeciwnika. Co jakiś czas pojawiają się nowe osoby, które zdają się znać już Haydena, ale nikt nie mówi nam, skąd.

Gameplay bazuje na przemierzaniu krótkich odcinków pomiędzy checkpointami, w których czekają na nas z góry określone liczby konkretnych przeciwników. W zwalczaniu wrogów pomocne są dwa rodzaje broni. Pierwszy z nich to konwencjonalne pistolety, strzelby czy karabiny, które zdobywamy, zakupując je na czarnym rynku. Dostęp do niego mamy poprzez studzienki kanalizacyjne, rozmieszczone w kilku miejscach na praktycznie każdej mapie.

W takim sklepie można nie tylko kupić nowe uzbrojenie, ale także potrzebną do niego amunicję, apteczki czy ulepszenia, które pozwalają zwiększyć moc, zasięg, celność i inne parametry broni. Nie dane nam będzie jednak zbierać nowych przedmiotów ze zwłok poległych. Każdy z napotkanych przez nas żołnierzy uzbrojony jest w sprzęt ze specjalnym czujnikiem, który wykrywa u aktualnego posiadacza obecność Technocyte. Gdy weźmiemy w ręce taki sprzęt, zaczyna na nim migać ostrzegawcza dioda. Po krótkiej chwili broń wybucha, w efekcie czego nie jest zdatna do dalszego użytku. Na szczęście pudełka z amunicją zachowują się całkowicie normalnie.

Poza konwencjonalnymi narzędziami zagłady do dyspozycji oddano nam różne nadludzkie zdolności, jakie daje oswojenie się z infekcją. Wśród najciekawszych znajdzie się specjalne pole siłowe, które pozwala nam nie tylko przez krótki czas odbijać pociski, ale nawet kierować nimi w konkretne miejsce. Dzięki temu możemy zabić przeciwnika jego własnymi kulami. Drugą ciekawą zdolnością jest chwilowa niewidzialność, która pozwala zakraść się za plecy przeciwników i wykończyć ich w efektowny, a zarazem wyjątkowo brutalny sposób.

Na koniec zostawiłem sobie najsmakowitszy kąsek w menu „Dark Sector”: trójzębne ostrze, przypominające przerośnięty shuriken. Wyrasta ono, dosłownie, z zarażonej ręki Haydena i daje mu olbrzymią przewagę nad przeciwnikami. Przede wszystkim pozwala atakować na duże odległości z wyjątkową celnością. Dodatkowo, jeśli odpowiednio długo przytrzymamy odpowiedni przycisk, ostrze poleci z wyjątkową szybkością, odcinając wszystkie części ciała, jakie staną jej na drodze.

Istnieje także możliwość dokładnej kontroli toru lotu - wystarczy wcisnąć jeden ze spustów, gdy broń jest już w powietrzu, a gra daje nam nad nią całkowitą władzę. Dzięki temu możemy tak sterować ostrzem, aby powaliło kilku przeciwników za jednym zamachem, nawet jeśli znajdują się za przeszkodami. Glaive, bo tak się ta broń nazywa, jest także źródłem światła w ciemnych korytarzach, gdyż świeci bladym blaskiem, pozwala podnosić oddalone przedmioty, działając niczym bumerang oraz może służyć do walki na bliskie odległości, niczym bardziej tradycyjny oręż.

Korzystanie z tego osobliwego skutku ubocznego infekcji jest także niezbędne przy rozwiązywaniu wielu prostych łamigłówek, które spotkamy podczas podróży. Wyrastająca z dłoni Haydena broń, może przez krótki czas przechowywać ładunek elektryczny, płomienie lub chłód. Dzięki temu możemy uruchamiać wyłączone maszyny, palić przeszkody lub zamrażać powierzchnię wody. Naładowana dodatkową mocą Glaive zadaje poza tym dodatkowe obrażenia, a także pozwala wykorzystać słabe strony bossów, których nie da się pokonać konwencjonalnymi metodami. Źródła ‘żywiołów’ rozmieszczone są na mapie w postaci ognisk, generatorów, słupów wysokiego napięcia etc., a ostrze ładujemy, rzucając nim w takie miejsce.

W trakcie rozgrywki dane nam będzie także zasiąść nad sterami chodzącego czołgu. Jackal, bo tak się nazywa, posłuży nam do przejścia dwóch krótkich sekcji wyjątkowo licznie obsadzonych wrogimi żołnierzami. Maszyna wyposażona jest między innymi w race, które można wystrzelić, jeśli ktoś namierzy nas rakietą. Dzięki temu unikniemy trafienia.

Niezależnie od tego, czym chcemy rozprawiać się z wrogiem, niezbędne jest korzystanie z elementów otoczenia. Gra wykorzystuje spopularyzowany przez „Gears of War” system krycia się za osłonami. W „Dark Sector” jest on skonstruowany w bliźniaczo podobny sposób, ale ciężko pozbyć się wrażenia, że jest jedynie słabszą kopią. Głównie dlatego, że Hayden porusza się bardzo ospale, a ruchliwy jest niczym sklepowy manekin. Owszem, biega i skacze, ale robi to w bardzo toporny i nienaturalny sposób.

Przez dłuższą chwilę na naszej drodze stawać będą zwykli żołnierze, różniący się od siebie jedynie umundurowaniem i uzbrojeniem. Z czasem jednak będziemy mieli do czynienia z istotami, będącymi namacalnym efektem bezwzględnej skuteczności infekcji Technocyte. Najpierw będą to bezmyślne zombie, niektóre wyposażone w łopaty, rury i inne twarde przedmioty. Atakują one falami, a ich główny atut to duża liczebność, dzięki której mogą zapędzić Haydena w kozi róg, otoczyć go i zakończyć grę.

W drugiej połowie przygody napotkamy bestie, które zdają się nie mieć zbyt wiele wspólnego z ludźmi. Jedne z nich atakują na odległość, inne mogą chwilowo stawać się niewidzialne. Są zdecydowanie bardziej wymagającymi przeciwnikami, lecz umiejętne korzystanie ze zdolności głównego bohatera, pozwala w mig uporać się z niemilcami. Ich zejście często wiąże się z olbrzymią ilością krwi i bardzo realistycznymi odgłosami. Wrażenia, towarzyszące rozczłonkowaniu wroga potrafią być odrażające (lub fascynujące dla niektórych osób).

Czas rozgrywki nie jest wydłużony na skalę niekończących się wypraw, jak w „The Elder Scrolls” lub „Grand Theft Auto”, ale może pochwalić się i tak stosunkowo sporą długością. Szczególnie, jeśli weźmiemy pod uwagę standardy panujące obecnie w branży. Zabawa rozciąga się nawet do kilkunastu godzin i trzyma poziom. Nie jest on wybitny, ale dostarcza wystarczająco dużo satysfakcji, aby z przyjemnością wracać do konsoli. Konieczne jest jednak odpowiednie dawkowanie „Dark Sector”, bo po dwóch, trzech godzinach zaczyna być nużący. Warto więc rozłożyć przygodę z Haydenem na kilka dni.

Bardziej doświadczeni gracze mogą poczuć się rozczarowani poziomem trudności, bo przebrną przez tryb singleplayer błyskawicznie. Tak naprawdę wymagające mogą okazać się jedynie pojedynki z bossami, choć nawet na najciężej dostępnej konfiguracji, Brutal, nie zabiorą nam więcej czasu. W szybkim pokonywaniu leveli pomaga bardzo sensownie zaprojektowany system checkpointów. Tradycyjnych save’ów nie uświadczymy, ale automatyczne ‘bramki’ rozmieszczone są wystarczająco często, żeby uniknąć zbędnej frustracji.

Wątpię, żeby wiele osób postanowiło przejść Story Mode więcej jak dwa razy. Tryb multi miał z założenia zapobiec sytuacji, w której „Dark Sector” za szybko popadł w niepamięć konsolowych graczy. Niestety na planach skończył się zapał programistów, bo gra wieloosobowa oferuje zaledwie dwa rodzaje meczy.

Pierwszy to ‘Infection’, w którym jeden gracz na serwerze prowadzi postać Haydena, a pozostali kierują zwykłymi żołnierzami, którzy starają się poskromić jego nadprzyrodzone zdolności. Zwycięzca, czyli osoba odpowiedzialna za śmiertelny wystrzał, zostaje agentem w kolejnej rundzie. ‘Eviction’ dzieli zaś graczy na dwie drużyny, a w każdej z nich jedna osoba posiada umiejętności bohatera Story Mode.

Tryby multiplayer brzmią może ciekawie, ale są jedynie kalką rozwiązań z single’a i nie wnoszą przy tym nic od siebie. Może zabrakło po prostu pomysłów, a może czasu. W każdym razie gra na tym sporo traci, bo w erze, w której konsole cieszą się olbrzymią popularnością rozgrywek online, jest to poważna wada. Szczególnie dla strzelanki.

„Dark Sector” korzysta z autorskiego silnika, choć pojawiały się głosy, oskarżające twórców o nieautoryzowane korzystanie ze zmodyfikowanej wersji Unreal Engine. Z punktu widzenia przeciętnego posiadacza Xboxa jest to jednak bez znaczenia, bo liczą się przede wszystkim efekty pracy grafików, a nie źródło wykorzystanego kodu.

Ogólnie rzecz biorąc, oprawa wizualna nie trzyma jednolitego poziomu. Niektóre lokacje i zastosowane w nich efekty wyglądają bardzo ładnie. W innych zaś wypadkach sprawiają wrażenie złożonych z gotowych segmentów we freeware’owym edytorze. Bardzo efektownie wyglądają wszelkiej maści wybuchy, płomienie czy wyładowania elektryczne.

Modele postaci są wykonane z dbałością o szczegóły, ale mimika twarzy pomyliła chyba generacje konsol. Okazale prezentuje się także zdecydowana większość tekstur, choć tak jak projekt map posiadają kilka słabiej wykonanych sekcji. Czyżby grę tworzyły dwa zespoły programistów? Jeden z nich musiał być wyjątkowo pracowity, by nadgonić lenistwo tego drugiego.

O ścieżce dźwiękowej ciężko mi wiele napisać. Muzyka w grze jest, ale na tym kończy się jej rola. Przez całą rozgrywkę pozostaje w tle i nie wybija się ponad nie nawet podczas eksploracji menu. Wyjątkowo realistyczne odgłosy krwawych aspektów walki już opisywałem, warto jednak dodać, że dźwięki wystrzałów czy wybuchów trzymają równie wysoki poziom.

Dialogów w Story Mode nie ma dużo, a odegrane zostały bez zbytniej staranności. Kilka postaci zaciąga co prawda rosyjskim akcentem, ale na tym kończy się jakikolwiek autentyzm w warsztacie aktorskim zaangażowanych osób. Emocji w wypowiedziach jest jak na lekarstwo, a w kombinacji z drętwą mimiką wrażenie sztuczności obserwowanych scen jest nader intensywne.

W ostatecznym rozrachunku „Dark Sector” plasuje się jako solidna i grywalna pozycja. Warto po nią sięgnąć, choćby po to, żeby odpocząć od kolejnych partii deathmatch w „Gears of War” czy „Halo”. Nie oczekujcie rewelacji, powinniście jednak wyciągnąć z dziecka Digital Extremes wystarczająco dużo satysfakcji, żeby uznać je warte swojej ceny.

Ocena: 7.5/10
Lubię to
 Lubi to 0 osób
 Kliknij, by dołączyć
Galeria

Przejdź do pełnej galerii Dark Sector

Zobacz też
Słowa kluczowe: dark, sector, recenzja, xbox, 360

Podobne newsy:

» Dwa DLC dla Underworlda
36%
» Red Dead Redemption w kwietniu
33%
» The Pitt już czeka
33%
» Najnowszy trailer Wolfenstein New Order
31%
» Left 4 Dead 360 - patch!
31%
 
Podobne artykuły:

» Najlepsze gry minionego roku - top 15
40%
» Drakensang - recenzja
40%
» Curse of the dark pharaoh - recenzja!
31%
» Alone in the Dark - recenzja
31%
» Fantazyn #6 - recenzja!
29%


Dodaj komentarz, użytkowniku niezarejestrowany

Imię:
Mail:

Stolica Polski:



Twój komentarz został dodany!

Kliknij, aby odświeżyć stronę.




Artykuły

Gry komputerowe
Główne Menu

Gry RPG

Polecamy

Patronujemy
Aktywność użytkowników
madda99 zarejestrował się! Witamy!
_bosy skomentował Blood 2: The Chosen - recenzja
_vbn skomentował Mapy Starego Świata
wokthu zarejestrował się! Witamy!
_Azazello Jr skomentował Gdzie diabeł nie mówi dobranoc. "Mistrz i Małgorzata”, Michaił Bułhakow - recenzja
Gabbiszon zarejestrował się! Witamy!
Liskowic zarejestrował się! Witamy!
_Kamila skomentował "Brudnopis", Siergiej Łukjanienko - recenzja

Więcej





0.183 sek