Warhammer >> Opowiadania >> Myśl i Echo

| | A A


Autor: Mikołaj „Vino” Winiarski
Data dodania: 2007-07-23 22:44:10
Wyświetlenia: 6453

Myśl i Echo

Tego roku biała pani przybyła rychło niczym grom, spowijając swymi lodowymi ozdobami całą krainę, w której przyszedłem na świat, nadając jej niebywałego uroku. Oczywiście Averland piękny jest cały rok. Uwielbiam go wiosną, gdy przyroda wyrywa się z kajdanów założonych przez lodową królową, gdy pierwsze kwiaty wychylają swe główki spomiędzy traw, gdy pierwsze ptaki snują opowieści o dalekich podróżach, krajach południa i bezkresnym błękicie odległych oceanów. Lato… apogeum rozkwitu, zwierzęta buszujące pośród traw, kłosy zbóż wznoszące swe złote twarze ku niebu, strumyki wesoło chlupoczące w swych korytach. Chciałbym żeby trwało wiecznie, jednak przyroda nie pozwala sobie na marazm artystyczny, ponieważ po wesołej, ciepłej porze nadchodzi złotobrązowa zadumana pani – Jesień. Jest piękna, pachnąca, wydaje soczyste owoce, tak jak poprzedzające ją młodszy brat i siostra, jednak mają one smak finezji, z którą wykonują swe zadania istoty doświadczone przez los. Uwielbiam potrzeć na stada odlatujących ptaków na tle chylącego się ku zachodowi słońca, gdy zimny wietrzyk delikatnie rozwiewa me włosy. Lecz teraz ziemia znajduje się pod rządami Zimy, białej pani przychodzącej po ostatnim tchnieniu Jesieni, po tym dniu kiedy każda roślina, każdy opadły liść wydają ostatnią woń przed nieubłaganie nadchodzącym stanem zniewolenia, wegetacji w oczekiwaniu na wyzwolenie.

- Albert! Czy wykonaliście powierzone wam zadania!? – po tych słowach z zajęczą zręcznością wstałem z mej derki i stanąłem twarzą w twarz z istotą która uzurpowała sobie prawo do absolutnej władzy nade mną. Kreatura owa nosiła dziwny, wręcz śmieszny kostium o niebiesko czerwonej barwie, z przyczepionymi doń skrawkami metalu o różnych kształtach, jednak w większości przesłonięty zwierzęcą skórą. Jej twarz była naznaczona podłużnymi śladami, co czyniło ją podobną do świeżo zaoranego pola. Na jej brwiach i rzęsach zdążyły się wytworzyć grudki lodu.

- Można powiedzieć że tak… W każdym razie poprosiłem te oto istoty, by… - zacząłem odpowiadać ze znamienitym dla mnie opanowaniem, gdy w pół zdania wygłaszaną sentencję przerwał uzurpator o rozoranej twarzy.

- Verloren!!! Po pierwsze baczność, po drugie masz mówić „melduję”, po trzecie to nie żadne istoty tylko twoi podwładni! Jak już zdążyłem zauważyć rozpalili ogniska, wystawili straże i przygotowali obóz na noc, i właśnie taki stan rzeczy powinieneś przedstawić mi w krótkich słowach. – istota mówiła jak w transie, do utraty tchu, z godną podziwu pasją dla tak błahej sprawy. Skinąłem znacząco głową i wyruszyłem skoncentrować w jednym miejscu trochę zaczątków wielkich konarów, które zostaną niebawem wydane na spopielenie czerwono żółtym tancerzom. Owi wirtuozi ruchu powinni pomóc nam w ogrzaniu się, jak i przyrządzeniu wieczornej strawy. I rzeczywiście, po jakimś czasie ja i reszta istot siedzieliśmy dookoła wielkiej góry usypanej z darów lasu, które były w bestialski, bezpardonowy sposób niszczone przez czerwono żółte języki, jakby innowymiarowych bestii. Cała ta ceremonia przebiegała w ciszy, nikt nie wydobywał z siebie żadnych dźwięków, prócz mlaskania przy spożywaniu strawy. W końcu wszyscy, w tym ja, oczywiście prócz istot przypatrujących się nocnemu światu w poszukiwaniu czających się niebezpieczeństw, udali się do namiotów na spoczynek. Jednak w środku tej pory, której domeną jest czerń, z której drwią sobie jedynie fikuśnie mrugające do nas gwiazdy i czasem srebrnolicy, byłem zmuszony powstać i zasiąść przy dogorywającym już ognistym stosie wypatrując zagrożeń. Bezskutecznie próbowałem przebić wzrokiem ciemność, w końcu, w akcie rezygnacji zacząłem spoglądać tylko na przyozdobiony złotem firmament, jedynie nasłuchując, czy aby nic się nie dzieje. Las szumiał niespokojnie, jakby chciał mnie ostrzec przed śmiertelnym zagrożeniem. Leżąc zasłuchany w apokaliptyczne proroctwa moich liściastych i iglastych braci, usłyszałem parę trzaśnięć, bezspornie nie współgrających z treścią ich monologu. Powoli, ale i tak nietaktownie, odwróciłem głowę od adorujących i mrugających do mnie dam, kierując ją w stronę, z której ktoś zakłócił wywód moich, sięgających do nieba rozmówców. W lekkiej poświacie ujrzałem zarys dwóch pochylonych postaci. Podczas gdy jedna stała i najwyraźniej lustrowała wzrokiem miejsce, gdzie spłonęła cząstka lasu i gdzie leżała moja postać, wyglądająca zapewne jakby uśpiona pocałunkiem Morra, drugi zaczął zbierać coś z miejsca w którym podróżujące ze mną istoty pozbyły się resztek po zjedzonych mieszkańcach kniei. Istota przez chwile kucając, zebrała owe pozostałości i wraz z drugą zniknęła w mroku. Nie podniosłem alarmu, ponieważ ci przybysze nie mieli najwyraźniej wrogich zamiarów, przed którymi przestrzegały mnie drzewa. Byli zastraszeni i spanikowani, w pośpiechu zabrali resztki i nawet nie ważyli się podejść bliżej. Chwilę jeszcze przesiadywałem przy najjaśniejszym miejscu w naszej chwilowej osadzie, po czym obudziłem kolejne istoty z mego lnianego domostwa niezwłocznie kładąc się spać. Rankiem obudził mnie specyficzne „krzykocharczenie” mego świnio podobnego uzurpatora:

- Na święty młot Sigmara!!! Cóż za straceniec dopuścił by orkowie podeszli pod obóz. Przecież to definitywnie ślady tego pieprzonego, pałętającego się po okolicy gówna! Całej warcie zmniejszam racje żywnościowe! Żadnego alarmu! Nic!!! Tak po prostu wrogowie mogą sobie spokojnie wpieprzyć kolacyjkę w naszym obozie, po tym jak wszyscy, włącznie z wartą ślicznie zrobią „lulu”! To jest nie dopuszczalne!

- To nie byli nasi wrogowie. Posilili się tylko tym co my odrzuciliśmy, a nie jest to chyba wielkim zaszczytem...

- Zamilcz Verloren!!! Zamilcz!!! Nie jesteś normalny, więc nie masz prawa głosu w moim oddziale. Jeszcze jeden taki wyskok i czeka cię sąd wojenny. Jesteśmy na wyprawie wojennej mającej wyniszczyć orkowe robactwo na tych ziemiach. Ludzie muszą poczuć się choć po części bezpieczni, a my musimy wypełniać rozkazy. Nie oszczędzimy żadnego z tych potworów. Na ziemiach imperium zapanuje ład i porządek! Wyruszamy, i niech Sigmar nas prowadzi.

* * *

Lasy i pola! Jak czujecie się pod białym płaszczem nadanym wam przez lodową księżną? Zapewne lepiej niż ja. Wszakże możecie się pod nim ukryć, a do tego w jakimś stopniu jesteście przezeń nobilitowani. Ja nie mam się gdzie ukryć, a do tego jestem najniżej postawiony. W zasadzie jestem tylko marionetką dla której jedynie słuszną formą egzystencji zdaje się być wykonywanie rozkazów. Podróż była męcząca, nie dostałem jeść, długo siedziałem nocami wypatrując niebezpieczeństw, ale już nigdy sam. Po kilku dniach spotkaliśmy na drodze grupę zbrojnych otaczających dwie przerażone istoty przyciśnięte do ściany powozu. Świński uzurpator i reszta mych kompanów dobyli mieczy. Nasz dowódca rozpoczął:

- Rzucić broń w imię Cesarza! Na terenie Imperium nie ma miejsca na łupieżcze napady.

- Panie dowódco... – rozpoczęła istota z kuszą w ręku, przyodziania w skórzany strój oraz metalowy napierśnik. Wyróżniała się z grupy ogólnym zadbanym wyglądem, jak i wyśmienicie rozwiniętą sztuką oratorstwa – proponuję zostawić na boku oficjalne sformułowania. Ci ludzie w całej swej głupocie myśleli, że pomożemy im bezpiecznie przetransportować cały dobytek. Wynoszą się stąd oczywiście z obawy przed orkami. – istota wyciągnęła z powozu dwa worki i potrząsnęła nimi – Złoto, szlachetne kamienie... czego chcieć więcej? Dostaniecie połowę.

- Nie bądź zuchwały bandyto! – z początku wydawało mi się że świński uzurpator właściwie zareaguje na próbę przekupstwa, lecz prawie od razu się zawiodłem – Tak nisko cenisz mój oddział. Dasz mi ten i jeszcze połowę twego worka.

- Daję ten worek, piątą część naszego i ... tę dziewkę – dowódca zbrojnych wskazał na jedną z istot trzęsącą się z zimna i strachu. – Jest zmarznięta i na pewno twoi ludzie zechcą ją ogrzać zanim ruszycie dalej. – jegomość miał na twarzy tajemniczy uśmiech.

- Zgoda – odpowiedział świński uzurpator, a w grupie w której się znajdowałem dały się słyszeć pomruki zadowolenia. Dwoje z bandytów podeszło do rozdygotanej dziewki i podczas prób spętania rzuciła się na nich druga istota stojąca przy niej. Po chwili szarpaniny zaszedł go od tyłu jeden zbrojny i poderżnął mu gardło. W powietrzu zadrgało obrzydliwe, wbijające się w uszy charknięcie.

- Mężu!!! – wrzasnęła pełna żałości dziewka. Mężczyzna padł na ziemię wijąc się i charcząc przez jakiś czas. Kobieta została zakneblowana i spętana, natomiast bandyci po oddaniu części łupów odjechali razem z powozem.

- No to teraz się zabawimy – świński uzurpator pomimo mrozu zaczął rozsznurowywać swoje bufoniaste spodnie, a dwóch żołnierzy zdarło ubranie z dziewczyny. Musiałem to zatrzymać. Dobiegłem do dowódcy.

- Melduję, że nie masz prawa tego zrobić przebrzydła istoto!!!

- Zamilcz Verloren – słowa te były pełne nienawiści, choć nie wiedzieć czemu właśnie w tej sytuacji stłumił krzyk. Odwróciłem się od niego i gdy przykrywałem dziewczynę wełnianym płaszczem coś ciężkiego uderzyło mnie w głowę.

* * *

Zimno... po uderzeniu pamiętam zimno i światło usilnie próbujące sforsować me zamknięte powieki. Byłem przywiązany do grzbietu jednego z koni. Przeszywały dreszcze i prawie nie mogłem się ruszać. Falujące ciało świadczyło o tym że już dawno powinienem leżeć blisko tancerzy popielących drewno. Koń przeszedł do galopu, co boleśnie odbiło się ma mych żebrach. Otworzyłem oczy. Jechałem na końcu oddziału który teraz gnał za kilkoma pieszo uciekającymi istotami. Dopadło ich czoło mego oddziału – kilkanaście ciosów mieczem kawaleryjskim i było po wszystkim. Nawet się nie zatrzymaliśmy, a reszta oddziału stratowała wijące się w cierpieniu ciała. Byli to przedstawiciele ludu zwanego orkami, którzy prawdopodobnie zeszli z niedalekich gór ze względu na bardzo ostrą zimę. Odwróciłem głowę i patrzyłem na ich zmasakrowane ciała, zanim znikły za zakrętem. Nie wyglądali na oddział wojowników nastawionych na rabunek. Kilku z nich niosło wiązanki chrustu, a dwóch zabitą sarnę i jakieś rośliny. Zastanowiłem się nad sensem twierdzeń dowódcy o wyprawach łupieżczych. „Ten chrust na pewno zabrali ze spalonej wioski” – pomyślałem z przekorą. Jadąc dalej usłyszałem rozmowy pomiędzy zbrojnymi z mego oddziału.
- Dobrze żeśmy se tę dziewkę wychędożyli, brakowało mi tego jak dobrego piwa. – powiedział jeden do drugiego z wyraźną satysfakcją.

- Źle prawisz, że to my, toć to orkowie sami zeszli z gór bo im się bogactw i chędożenia ludzkich dziewek zachciało – w całym oddziale wybuchł śmiech gromki jak podczas występów dobrego kuglarza.

- Taaaa – dodał trzeci – a jak już nasi pokrzywieni wrogowie pochędożyli, to wymyślili że wezmą tą dziwkę, rozetną brzuszek, przybiją jelita do drzewa i zatańczą z nią kółko graniaste dokoła. Niestety przyjechaliśmy za późno... Ależ paskudni ci orkowie! – śmiech rozległ się ponownie.

- Na szczęście jesteśmy na tropie i niedługo weźmiemy odwet na tych strasznych potworach – dyskusje o mordach i gwałtach trwały jeszcze przez długi czas. Nienawidziłem z całego serca ich wszystkich, zacisnąłem pięści i zwiesiłem głowę. Zdałem sobie sprawę że faktycznie kluczymy jakimś tropem niedawno pozostawionym na śniegu. Z racji, że niedaleko już było do pierwszych łańcuchów górskich, ten porośnięty lasem teren obfitował w różnego rodzaju głazy i jaskinie. Ów trop którym podążaliśmy doprowadził nas do dość dużej groty, przed którą uważny tropiciel mógł dostrzec ślad po ognisku. Wszyscy zeszli z koni dobywając mieczy oraz pochodni. Dwóch osiłków odwiązało mnie od konia. Musiałem iść w ciemność przed wszystkimi mając spętane ręce, nieco światła rzucały tylko pochodnie ludzi idących za mną. Ściany pokrywały malowidła i wyryte inskrypcje, a dalej dostrzegłem wywieszoną zwierzęcą skórę. W końcu ujrzałem mieszkańców owej groty. Większość z nich była mniejsza od tych spotkanych na drodze, ale były z nimi też większe, które otulając je rękoma w drżeniu czekały na nasz ruch. Ktoś popchnął mnie w ich stronę. Mały ork rzucił w mą głowę kamieniem, paskudnie ją rozcinając. Straciłem równowagę i upadłem. Wtedy to moi kamraci natarli na orków, a dokładnie rzecz biorąc orczyce które kamiennymi toporkami próbowały bezskutecznie ocalić siebie i swe potomstwo. Zostały wybite w mgnieniu oka, tak jak większość orcząt. Waleczniejsze jednostki, które próbowały nawiązać jakikolwiek rodzaj walki, „moi” rozbrajali, łapali za powykrzywiane nóżki i tłukli nimi o ściany i kamienie tak długo aż z porozbijanych główek nie zaczęły odpryskiwać fragmenty mózgów. Po tej obrzydliwej masakrze ktoś do mnie podszedł, postawił mnie na nogi i rozciął krępujące mnie więzy. Odwróciłem się i ujrzałem stado obrzydliwie dzikich, zakrwawionych bestii, którym zaistniała sytuacja sprawiała niebywałą radość i satysfakcję. Podszedłem do dowódcy którego wcześniej nazywałem świniopodobnym uzurpatorem i doszedłem do wniosku że nie zasługuje na to miano, wszakże świnie są od niego wiele piękniejsze... Stałem wyprostowany i patrzyłem się mu prosto w oczy.

- Nienawidzę cię – wycedziłem przez zęby – jesteś najgorszym zwierzęciem jakie widziałem. Ty i cały twój oddział. Poniesiesz karę...
Nie dokończyłem myśli, gdyż on zatopił sztylet w mym brzuchu. W jakimś stopniu odniosłem sukces, ponieważ udało mi się przemówić doń językiem który potrafił zrozumieć. Zatoczyłem się i upadłem, a dowódca po chwili swym mieczem przebił me serce. Potem wbił kolejny przeszywając prawe płuco. Leżałem powalony u ich stóp, cały odrętwiały z bólu, przygwożdżony pięknie wykutymi narzędziami mordu. Ale czy przegrałem? Zabili me ciało, lecz nie zmienili mych zapatrywań. Zakuli poetę w dyby wojny, lecz on się z nich uwolnił. Przysporzyli tylko cierpień niewielkiemu plemieniu orków, niczego nie zmieniając w życiu tutejszych ludzi. Ukazali za to bezmyślność, okrucieństwo, chciwość, bezsens wojny powstałej z założenia i wiele innych zjawisk które niszczą naszą rzeczywistość. Chaos nacierający z północy to przeszłość. Dziś chaos jest wszędzie, a każda walka z chaosem to chaos. By się obronić musimy wyrzec się chaosu, obstając przy naszych ideałach. Mój światopogląd nie umarł razem z ciałem. Została myśl która zrodziła istotę. Niektórzy mówią „duch” – tak – jestem duchem, a duch jest myślą, która jest echem mego życia. Skoro echo powraca, tak i ja powracam by opowiedzieć wam co wydarzyło się onegdaj na pewnej wyprawie przeciwko orkom.
Artykuł z pewnej gazety drukowanej w Altdorfie:

„Chwała mężnym”

Kilka dni temu do Altdorfu przybył oddział cesarskiej kawalerii, która broniła zimową porą ludność zachodniego Reiklandu przed najazdami krwiożerczych, rządnych mordu orków. Dowódca, herr Heinrich Besitznehmer tak oto relacjonuje wyprawę: „Walka z orkami to nie szereg krótkich potyczek tylko prawdziwa wojna. Nigdy nie wiadomo kiedy zaatakują. Jako jedna z najlepiej wyszkolonych jednostek, w czasie ostatnich dwóch miesięcy straciliśmy tylko jednego żołnierza, nowicjusza w naszych szeregach, Alberta Verlorena, który zginął walcząc dzielnie w imię Cesarza. Choć z taktycznego punktu widzenia straty są niespotykanie małe, biorąc pod uwagę również fakt walki z wielkimi hordami przeciwnika, śmierć naszego świeżo upieczonego kamrata, jest dla każdego z nas cierniem w sercu. Przekazałem już kondolencje krewnym Alberta i złożyłem miecz którym walczył na ręce głowy rodziny.” Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że herr Heinrich Besitznehmer ma otrzymać order za odwagę i oddanie Cesarzowi.
Lubię to
 Lubi to 0 osób
 Kliknij, by dołączyć
Zobacz też
Słowa kluczowe: więzy, krwi, maja, lidia, kossakowska, fabryka, słów, recenzja

Podobne newsy:

» Spotkanie z Dariuszem Domagalskim
31%
» Ja, Inkwizytor
29%
» Nowy Pilipiuk już wkrótce!
29%
» Ucieczka!
29%
» Science Fiction Fantasy i Horror 58 - konkurs!
27%
 
Podobne artykuły:

» Zbieracz Burz, tom I - recenzja
67%
» Science Fiction Fantasy i Horror, numer 45 - ...
40%
» Science Fiction Fantasy i Horror #52 - recenzja
40%
» Science Fiction Fantasy i Horror #46 - recenzja
40%
» Science Fiction Fantasy i Horror #47 - recenzja
40%


Dodaj komentarz, użytkowniku niezarejestrowany

Imię:
Mail:

Stolica Polski:



Twój komentarz został dodany!

Kliknij, aby odświeżyć stronę.




Artykuły

Gry komputerowe
Główne Menu

Gry RPG

Polecamy

Patronujemy
Aktywność użytkowników
madda99 zarejestrował się! Witamy!
_bosy skomentował Blood 2: The Chosen - recenzja
_vbn skomentował Mapy Starego Świata
wokthu zarejestrował się! Witamy!
_Azazello Jr skomentował Gdzie diabeł nie mówi dobranoc. "Mistrz i Małgorzata”, Michaił Bułhakow - recenzja
Gabbiszon zarejestrował się! Witamy!
Liskowic zarejestrował się! Witamy!
_Kamila skomentował "Brudnopis", Siergiej Łukjanienko - recenzja

Więcej





0.166 sek