Warhammer >> Opowiadania >> Ballada o rycerzu i złodzieju

| | A A


Autor: Krzysztof Rakowski
Data dodania: 2007-07-23 22:56:24
Wyświetlenia: 5126

Ballada o rycerzu i złodzieju

Dzień.
Drzewa migały, mknął na swym dzielnym rumaku Traumbildzie. Koń mknął galopem, nie nosząc żadnych śladów zmęczenia, choć jeździec nie był lekki, a tym bardziej jego pancerz. Światło odbijało się od jeźdźca niczym od lustra. Wiatr smagał jego włosy, które wydostawały się spod hełmu.

Dotarł do wioski Traueranzeige, dookoła rozpościerał się piękny krajobraz. Łąki, pola uprawne, gdzie niegdzie rosły wierzby płaczące. Wszystko to skąpane było w strumieniach światła. Na drzewach spokojnie wiły sobie gniazda drozdy. Wjechał na mostek nad małą rzeczką z której wieśniacy brali wodę, i w której prali ubrania. Parę kobiet będących akurat przy mostku zauważyły go. Wyglądał potężnie, chwalebnie. Mierzył prawie 2 metry wzrostu, nosił przepiękną, wykutą ozdobnie zbroję płytową, na której napierśniku widniał symbol młota. Dosiadał przepięknego rumaka o myszatej maści z narzuconą kapą, na której widniał haftowany szlachecki herb.
- Hola, Panie!
- Witajcie szacowne Panie. Jam jest Teodorik Zuverlässig i przybyłem do was ubić stwora!
- Toż jesteś Panie tym Paladynem od Sigmarytów co ma zgładzić łogra!?
- Zaiste! Gdzie znajdę tą bestię, co kala waszą wioską.
- Na południowy zachód, Panie. W gawrze pośród lasu się skrywa. Jeno tej wiosny zabiła trzech z naszych i ze dwie krowy skradła.
- Toć się nie bójcie, godziny waszego strachu są zakończone!
Zerwał Traumbilda i ruszył galopem w stronę lasu.

Już minęło południe, kiedy Teodorik wędrował przez las. Nie znosił tych poszukiwań stwora, były stratą czasu, bo i tak wcześniej czy później go odnajdzie.

Pośród drzew dostrzegł jakiś czarny punkt – to była grota. Zsiadł z konia i uwiązał go do spróchniałego konaru. Wydobył swojego poświęconego bękarta i zbliżył się do progu pieczary. Poszukał w sakwie fiolki ze miksturą, która pomoże mu przejrzeć mrok i wypił ją. Fiolka głucho upadła na runo leśne.

W pieczarze było duszno. Pachniało zgnilizną i wymiocinami. Pod okutymi butami Teodorika co jakiś czas zachrzęścił jakiś robak bądź kość. Szedł z mieczem wystawionym przed się, gotowy do zadania ciosu. Trafił do komnaty, z której słyszał mlaskanie. Coś tu było. Coś wielkiego! Z prawej strony doszedł go chrzęst żwiru. Odwrócił się.

Przed nim stał potężny potwór, który mógł uchodzić za człowieka, gdyby nie prawie trzy metry wzrostu, garb na plecach i zdeformowana, łysa głowa. Ogr spojrzał się na niego, a na jego twarzy chyba pojawił się grymas zdziwienia. Po chwili wyszczerzył przerzedzone i pożółkłe zęby. Warknął. Paladyn wiedział, że bestia zaraz zaatakuje, więc cierpliwie czekał.

Nie mylił się! Ogr wyrwał do przodu rozrzucając żwir na wszystkie strony, ciężki tupot jego stóp wystraszył by stado bawołów, lecz Teodorik dzielnie stał. Potwór uniósł obie ręce by zadać miażdżące ciosy na barki przeciwnika. Paladyn przeturlał się pod ramieniem bestii i ciął na wysokości pachwiny. Ogr zaryczał, uderzył pięściami w puste miejsce po paladynie i odwrócił się. Rana była niewielka, choć Teodorik spodziewał się większej. Skóra ogrów była twarda jak kora drzewa. Paladyn ciął dwa razy na krzyż i chciał wykonać cięcie z obrotu na szyję potwora. Jednak Ogr, choć był wolny, zdołał złapać jedną ręką miecz oponenta, a drugą zamaszyście uderzyć go w głowę.

Hełm potoczył się po żwirze, a paladyn przeleciał kilka metrów i uderzył o ścianę. Zapadła cisza. Ogr patrzył w miejsce, gdzie leży nieruchome ciało Teodorika, na jego twarzy pojawiła się uśmiech. Ruszył w stronę przyszłego obiadu. Podszedł blisko i nachylił się by powąchać zdobycz. Jednak paladyn żył, tylko chwilowo go zamroczyło. Szybko obrócił się na plecy i ciął w głowę potwora. Słychać było przeraźliwy ryk i bestia cofnęła się kilka kroków. Dla Teodorika to była tylko formalność. Wstał zacisnął mocno ręce na mieczu i wepchnął ostrze w brzuch Ogra. Później przeciął mu kolana i kiedy różnica wzrostu się wyrównała odrąbał mu głowę.

Zanim zapakował głowę stwora do worka i nastawił sobie wybity bark, na zewnątrz słońce już zachodziło. Wsiadł na Traumbilda i ruszył w stronę wioski.

Mieszkańcy wioski oczekiwali przyjazdu Paladyna z niecierpliwością, kiedy kopyta rumaka zastukały o drewniany most, uniosła się wrzawa. Okrzyki radości i dźwięk odkorkowanych gąsiorów. Wszyscy podbiegli to Teodorika i zaczęli go dotykać i poklepywać. Zsiadł z konia, a tłumek wieśniaków rozstąpił się, podszedł do niego sołtys i ujął pod ramie.
- Panie, na twą cześć zorganizowaliśmy biesiadę u mnie w chałupie, byśmy byli zaszczyceni twą obecnością wśród nas.

W głównej izbie było schludnie, ale tłoczno. Duża część wioski zasiadła przy stołach i gawędziła o najrozmaitszych historiach i niezliczonych czynach bohaterów. Teodorik po paru kuflach cierpkiego piwa miał dosyć tej atmosfery. Nie miał z kim porozmawiać, chłopi byli nudni i głupi, a chłopki brzydkie. Choć był wyjątek. Patrzył na nią już pół wieczoru, zafascynowany jej pięknem. Miała kasztanowe kręcone włosy, krągłe biodra i pełen biust. Twarz niewinną, młodą przyozdobioną soczystymi ustami i zielonymi niczym jabłka oczami.
Sołtys spostrzegł utkwiony w dziewczynie wzrok Paladyna.
- Prawda, że prześliczna Panie?! Toć moja córka, Ismena.
- Zaiste, piękno niespotykane, wyjątkowe.
- Może mości Pan chciałbym pogawędzić z nią?
- Jeśli nie był by to problem sołtysie...
- Ismeno, choć tu do nas!

Było już cicho, chłopi rozeszli się do swoich chat, albo zalegli pod stołami w błogim stanie upojenia. Światła już dawno zgasły, tylko kominek błyskał i strzelał iskrami co jakiś czas.

Stali naprzeciw siebie. Jej ciało drżało, pociła się. Usta były zagryzione, a oczy spoglądały na drzwi izby. Bała się. Zbliżył się do niej i powoli rozpinał jej koszulę. Stała nieruchomo, jakby skamieniała. Włożył delikatnie rękę i dotknął jej piersi. Gwałtownie zakryła się rękoma i cofnęła do tyłu. Pojrzał na nią groźnie, złapał za ramiona i cisnął na łóżko. Chciała krzyknąć, ale doskoczył i otwartą dłonią zatkał jej soczyste usta. Patrzyła na niego przerażona. Wolną ręką podwinął jej koszulę i zaczął rozpinać spodnie. Wiła się, machała rękoma, zaczęła go gryźć w rękę. Nie wytrzymał – uderzył ją pięściom w skroń.

Zapadła cisza, potem rytmiczne dyszenie, stęknięcie i znów cisza.

Obudził się rano, spojrzał w bok, dalej leżała nieprzytomna z wielkim wylewem na pół czoła. Wstał i ubrał się. Miał już przekroczyć próg, ale coś go powstrzymało. Obejrzał się na łóżko, na tą śliczna dziewczynę i na tę pościel splamioną dziewiczą krwią. Odszedł.

Jego zbroja zabłyszczała w świetle wschodzącego słońca, zerwał rumaka i ruszył, by dalej tępić potwory i zło tego świata. Jego imię było zachwalane we wszystkich zakątkach Imperium.
Teodorik Zuverlässig i jego dzielny rumak Traumbild.

Noc.
Deszcz uderzał o bruk i rozpływał się tworząc małe potoki. Ze studzienek unosił się zapach ścieków i zgniłego mięsa. Psy cicho siedziały pod kamiennymi schodami i nawet nieśmiały szczeknąć na przechodniów. Potok poniósł pusta beczkę.

Było dobrze, przynajmniej czuło się grunt pod nogami. Gorzej bywa w biedniejszych dzielnicach, gdzie nie ma bruku, tylko uklepana ziemia, pełna śmieci. Tam w takie noce jak ta ulice zamieniają się w trzęsawiska, bezdenne bagna. Człowiek ma tylko dwa wyjścia: albo zostać zadźganym w bramie, albo utonąć w błocie. Tak czy inaczej znajdowali cię rano martwego i bez dobytku.

Każda chwila, każda noc którą spędzał w Hochstadt była jak wyprawa do raju. Otaczały go ogromne wille, wysokie mury z białego teliańskiego marmuru, ogrody z egzotycznymi drzewami, ludzie elegancko ubrani i w dodatku z parasolami. Niestety żaden parasol nie chroni przed deszczami jakie nawiedzają to miasto.
Krople deszcze spływały po jego nasiąkniętym płaszczu z kapturem. Woda ściekała małymi strumyczkami po jego szpakowatej twarzy. Włosy przykleiły mu się do czoła i trochę zachodziły na jego niebieskie oczy. Jego oczy – jedyna rzecz kolorowa. Włosy miał popielate, cerę ziemistą, naznaczoną licznymi nierównościami, usta miał płaskie, wąskie. Spod kaptura wystawał tylko jego orli nos, na którego końcu wisiała cały czas kropla deszczu. Buty choć porządne, to były już noszone wiele sezonów i straciły większość swych właściwości – nadawały się teraz tylko do chodzenia, a konkretniej brodzenia. Każdy krok wiązał się z chlupnięciem i wytryśnięciem wody przez wysokie cholewy butów.

Szybko skręcił w najbliższa wąską uliczkę między bogatymi kamienicami i schował się w bramie. Przyległ do ściany i nasłuchiwał. Dźwięk mieszka pełnego srebrnych szylingów, plusk ciężkich butów i rytmiczny stukot drzewca o bruk nie zapowiadał grubego bogacza o lasce. To było to co wywołuje zimny pot na ciele i drżenie rąk każdego złodzieja – straż miejska. Banda najbrutalniejszych świń w mieście, żaden gang nie był tak dobrze zorganizowany, tak brutalny i tak skorumpowany. Jak zostanie się przez nich złapanym są trzy możliwości rozwoju sytuacji: a) więzienie i śmierć; b) pobicie i śmierć; c) haracz, niewypłacalność i śmierć.
Szli drugą stroną ulicy, przystanęli naprzeciw bramy i przyglądali się, na jednym ze skrzydeł bramy wisiał list gończy. Portret przedstawiał młodego mężczyznę, o pociągłej twarzy, szpakowatej i o orlim nosie. Pod rysunkiem widniał napis: „Joachim Crabster - bardzo niebezpieczny. Nagroda za ujęcie – 10zk”. Strażnicy stali jeszcze chwilę, by ruszyć dalej na rutynowy obchód.

Joachim odetchnął z ulga, odwrócił się tyłem do ściany i zobaczył własne oblicze, co prawda narysowane słabą kreską. Zerwał plakat i podeptał – zastanawiał się czemu zawsze musza przerysowywać jego nos. Wychylił głowę z bramy, rozejrzał się w ruszył dalej na miasto. Dziś miał być jego szczęśliwy dzień.

Udo Gromister von Fordenblight, znany kupiec i bogacz, handlujący przyprawami, posiadający własną firmę przewozową, organizował comiesięczne przyjęcie dla dzieci z sierocińca kapłanek Shallaii. Idealna okazja by włamać się do jego domu, kiedy wszyscy się bawią na dole, i wynieść jakieś drogocenne drobiazgi, biżuterie, weksle. Joachim sprawdził ręką pod płaszczem czy ma wytrychy, czy ma linę i hak - wszystko było. Tak to będzie szczęśliwy dzień...

Willa była trzy piętrowa plus poddasze, otoczona pięknym ogrodem wypełnionym krzewami, alejkami z kwiatów i małymi fontannami. Wszystko znajdowało się za dwu metrowym murem uwieńczonym naostrzonymi szpicami. Joachim rozejrzał się na boki czy ktoś nie idzie, cofnął się dwa metry do tyłu i wziął rozbieg. Stopą odbił się od ściany muru a rękoma złapał szpiców. Przerzucił swoje ciało na drugą stronę. Wylądował w pięknym klombie bratków – niestety do tego momentu straciły swój urok. Zakaszlał i otarł krew z ust. Następnie szybkimi susami przekradała się od krzaka do krzaka. W okolicy jednej z fontann zauważył ochroniarza trzymającego na krótkiej smyczy olbrzymiego owczarka reiklandzkiego. To może być problem – pomyślał. Powili czołgał się w stronę małego zgrupowania drzew. Zaczął się wspinać na się przy czym robiąc dość dużo hałasu poprzez łamanie gałązek. Ochroniarz wraz ze swym podopiecznym zauważyli to i podeszli pod drzewo z którego dochodziły dźwięki. Nagle coś spadło na psa wgniatając go w ziemie. Ochroniarz stał osłupiały, gdy przed nim pojawił się wykrzywiona w grymasie podłej radości twarz Joachima. Złodziej przywalił pałką na odlew strażnikowi prosto w ucho, co zaskutkowało ogłuszeniem. Ciała obydwu pilnujących schował miedzy drzewami.
Podkradł się do domu od boku i zaczął się wspinać po rynnie. Na wysokości trzeciego piętra zawisł na jednej ręce, a druga zarzucił linę z hakiem na parapet okna. Puścił się rynny, opadł pół pietra niżej i wspiął się do okna. Usiadł na parapecie i zwinął linę. Następnie przeszukał swój płaszcz w celu znalezienia wytrychów. Płaską metalową listewką podniósł zamknięcia okna i wszedł do środka. Buty chlupnęły o mahoniową posadzkę. Wciągnął linę i zamknął okno. Był już w środku, najtrudniejsze przednim – kradzież i ucieczka.
Pomieszczenie to było jedną z wielu sypialni gościnnych w tym domu. Tylko łóżko, szafa, kredens, kufer i jakieś naczynia. Podszedł do drzwi i sprawdził klamkę. Były otwarte. Wyjrzał na korytarz, było ciemno, to piętro chyba nie było używane zbyt często. Z dołu dochodziły śmiechy dzieci, radosna muzyka, uderzania sztućców o zastawy i przede wszystkim tupot małych nóżek. Zawahał się, spojrzał się w stronę okna, którym wszedł. Potrzebował pieniędzy, bez nich długo by nie pożył. Powoli ruszył w stronę schodów prowadzących piętro niżej. Na dole paliły się już lampy naftowe, ale dalej panowała cisza. Zszedł stąpając cicho i ostrożnie by stopnie nie zaskrzypiały. Jego oddech rzęził ze zmęczenia. Gdy znalazł się na dole, skierował się do pierwszych drzwi. Otworzył je powoli i sprawdził co się kryje w pomieszczeniu. Była to łazienka, tylko łazienka. Wszedł zabrał mydło, ręcznikiem wytarł sobie głowę i buty.

Kolejne drzwi na korytarzu były zamknięte. Przykląkł i włożył wytrych. Trochę nim poruszał a następnie obrócił. Zamek chrząknął. To był gabinet – pełno szaf z księgami rachunkowymi, kodeksami prawnymi, barek z alkoholem i obszerne biurko z darkwaldzkiego dębu. Podszedł do barku, nalał sobie szklankę koniaku i wypił duszkiem, następnie przejrzał szuflady biurka. Nic ciekawego, czyste kartki, kałamarz, gęsie pióra, nóż do kopert, pieczęć i wosk. Jednak jedna z szafek była zamknięta na klucz. Od niechcenia włożył nóż od papieru w zamek i otworzył ją. W szafce znajdowała się niewielka kasa pancerna. Porządna robota krasnoludzkiej gildii inżynierów. Drobne pokrętło z symbolami i solidna wajcha od zamka. Joachim spojrzał ze zwątpieniem na swojego przeciwnika. Poszedł po kolejna szklankę koniaku. Położył się na ziemi, przyłożył ucho do kasy i powoli obracał pokrętło.

Czas mijał, karafka była już pusta, ale Joachim dzielnie obmyślał możliwości otworzenia sejfu. Każdy inny złodziej by zostawił to kasę pancerną w spokoju i zajął się drobniejszymi przedmiotami. Lecz nie on, wiedział, że skoro kogoś stać na sejf od krasnoludów to w tym sejfie musi być coś bardzo wartościowego.
Nagle rozbrzmiały kroki na korytarzu, Joachim zwinął się w kłębek i schował za biurkiem. Jednak nikt nie wszedł do gabinetu, ale do pokoju obok.

Leżał jeszcze chwilę nieruchomo, z sąsiedniego pokoju dochodziły wyłącznie ciche piski, jakby psa. Potem wrócił do kręcenia pokrętłem, gdy coś pstryknęło w sejfie. Na jego twarzy wymalował się uśmiech podobny do tego, jaki pojawia się na twarzy nekromanty, który wejdzie do kostnicy. Przekręcił wajchę i szarpnął drzwiczki do siebie. Kasa była prawie pusta poza paroma pożółkłymi kartkami. Przejrzał je, napisy na nich nic mu nie mówiły, ale na jednej widniała piękna liczba: 5000 złotych koron. Oczy mu zabłyszczały. Za te pieniądze będę mógł żyć ponad dziesięć lat w normalnych warunkach i może nawet wyleczę suchoty – szepnął pod swych haczykowatym nosem.

Nagle z pokoju obok doszedł go przytłumiony wrzask dziecka. Oczy Joachima nabrały dziko niebieskiego koloru. Zerwał się z ziemi i pobiegł do sąsiedniego pokoju. Weksel powoli opadła na dywan.

Drzwi były zamknięte od środka, ale dla Crabstera to było wyzwanie zaledwie na trzy sekundy, gdyby ktoś liczył. Otworzył i wpadł do środka. Pomieszczenie było obszerną sypialnią, z paroma szafami przed którymi leżała sterta butów, małym stołem z misą i dzbanem, kufrem pełnym ubrań i łóżkiem wykonanym z bogato zdobionego czarnego dębu z przepięknym baldachimem. Na łóżku leżał półnagi grubas ze spodniami przy kostkach i coś swoim cielskiem przygniatał. Było to niewielkie, głowy nie było widać, gdyż Udo Gromister wspaniałomyślnie przyduszał ją poduszką. Grubas odwrócił się w stronę przybysza. To dało dziewczynce możliwość złapania oddechu.

- Czego tu szukasz kmiotku? – rzekł zdyszany pasibrzuch.
- Mniej niż znalazłem. – mówiąc to szukał sztyletu pod płaszczem.
- Jesteś złodziejem?! Heh, ile chcesz za milczenie i za to, że nikt już nigdy Cię nie zobaczy w tym mieście? Ile jesteś wart?
- Zbyt kocham to miasto by uciekać i mam zbyt długi język by milczeć. Żadne pieniądze od ciebie, świnio, nie zmienią tego.
- Bierz póki daję, po zaraz zapłacisz za swą zuchwałość życiem, idioto.
- Wezmę sobie co będę chciał. – wypowiadając te słowa rzucił sztyletem w stronę kupca.
Sztylet zaświszczał w powietrzu, wykonując parę obrotów i uderzył głowicą spaślaka prosto w środek czoła. Sztylet odbił się i utkwił w podłodze. Po chwili ciężkie ciało kupca uderzyło o ziemię.
- Wynoś się stąd dziecko i obyś zapomniała o tym co się stało. – rzekł dobrodusznie Joachim.
Dziewczyna zakryła nagie ciałko i uciekła z płaczem z pokoju. Złodziej złapał nieprzytomnego bogacza za ręce i wciągnął na łóżko. Następnie przywiązał go do kolumn baldachimu, tak że był rozciągnięty pomiędzy wszystkimi czteroma. Wyciągnął sterczący sztylet z podłogi, podszedł do Uda Gromistera i zaczął go cucić.
- Co? Jak? Ach to ty? Coś mi zrobił? Uwolnij mnie natychmiast! Straż!!!
- Jeszcze ci nic nie zrobiłem, zwyrodnialcu – pokazał mu ostrze sztyletu.
- Przestań! Zapłacę! ile chcesz?! To wszystko może być twoje! Chcesz?!
- Zapłacisz taką samą cenę jaką płacą inni za to.

Ostrzę sztyletu powędrowało w stronę krocza. Grubas wydarł się i kwiczał. Joachim wytarł ostrze o pościel. Spojrzał się prosto w sparaliżowane bólem oczy swej ofiary. Wiedział, że grubas za parę chwil się wykrwawi. Wziął lampę naftową i cisnął ja w stronę drzwi. Ogień buchnął na korytarz i drzwi wraz z futryną stanęły w płomieniach. To powinno wystarczyć by ochrona ani straż miejska go nie odratowała. Wywrócił szafę, by dodatkowo zablokowała przejście. Podszedł do okna, otworzył je i zaczepił hak o parapet. Obejrzał się ostatni raz na przywiązanego do łóżka grubasa, na tę pościel splamioną jego plugawą krwią. Uśmiechnął się i zsunął się po linie.
Jego czarny płaszcz ciemniał w mrokach nocy i ulic. Ruszył w miasto dalej okradać ludzi i drwić z prawa. To nie była jednak szczęśliwa noc.

Joachim Crabster drobny włamywacz.

Świt.
Ludzie zabrani na placu egzekucyjnym. Jeszcze dookoła pala się pochodnie i latarnie. Na podwyższeniu stoi kat i ostrzy swój pokaźnych rozmiarów topór, a jego pomocnik ustawia pieniek. Za nimi sędzia, ubrany w eleganckie szaty z naszytym na piersi symbolem Sigmara.
Nagle podnosi się wrzawa i buczenie wśród tłumu. Skazaniec jest prowadzony w stronę podestu. W jego stronę lecą kamienie, błoto, zgniłe warzywa jak i odchody koni. Wchodzi na podest. Jest młody, może dopiero co ukończył dwadzieścia lat. Popielate włosy przykleiły mu się do czoła. Twarz ma ziemistofioletową od sińców. Na ustach zakrzepła krew. Od czasu do czasu cicho pokasłuje wypluwając drobiny krwi. Spojrzał na tłum swymi mglisto niebieskimi oczami.

Elegancki mężczyzna odchrząkuje i rzecze:
- Ja, Lord Teodorik Zuverlässig, w imieniu Niezawisłego Sadu Imperium ogłaszam wyrok. Joachimie Crabster, syn Christiana Crabstera, oskarżony o wielokrotne kradzieże, lichwiarstwo, przemyt, paserstwo i przede wszystkim o morderstwo zacnego kupca, jak i zarazem dobroczyńcy, Uda Gromistera von Fordenblighta. W sprawiedliwym procesie, zostałeś uznany winnym wszystkich przestępstw. Została Ci wymierzona najwyższa kara – kara śmierci poprzez dekapitacje. Kacie czyń swą powinność.

Więzień przykląkł i oparł brodę o pieniek. Kat podszedł, ustawił się w rozkroku i podniósł topór. Ostrze zawisło w powietrzu, by chwile później opaść ze świstem. Głuche stuknięcie ostrza o pieniek i okrzyki radości tłumu.
- Tak są karani przestępcy, złoczyńcy i niech nikt sobie nie myśli, że umknie przed odpowiedzialnością!
Głowa potoczyła się do stóp Lorda Teodorika
Zuverlässiga.

Znów nastał dzień...

Kat i jego żmudna praca.
Lubię to
 Lubi to 0 osób
 Kliknij, by dołączyć
Zobacz też
Słowa kluczowe: warhammer, rpg, zmierzch, sylvania

Podobne newsy:

» Aktualizacja sekcji RPG!
55%
» Koniec Warpstone w 2009 roku!
50%
» Nowa karta postaci!
50%
» Otwarty indeks polskojęzycznych opracowań do ...
44%
» Pływ - podręcznik udostępniony!
33%
 
Podobne artykuły:

» Wampirzy Emisariusz
100%
» Historia Sylvanii!
100%
» Autorski projekt na łamach UF
86%
» Aktualizacja sekcji RPG
75%
» Aktualizacja 'Zmierzchu'!
67%


Dodaj komentarz, użytkowniku niezarejestrowany

Imię:
Mail:

Stolica Polski:



Twój komentarz został dodany!

Kliknij, aby odświeżyć stronę.




Artykuły

Gry komputerowe
Główne Menu

Gry RPG

Polecamy

Patronujemy
Aktywność użytkowników
madda99 zarejestrował się! Witamy!
_bosy skomentował Blood 2: The Chosen - recenzja
_vbn skomentował Mapy Starego Świata
wokthu zarejestrował się! Witamy!
_Azazello Jr skomentował Gdzie diabeł nie mówi dobranoc. "Mistrz i Małgorzata”, Michaił Bułhakow - recenzja
Gabbiszon zarejestrował się! Witamy!
Liskowic zarejestrował się! Witamy!
_Kamila skomentował "Brudnopis", Siergiej Łukjanienko - recenzja

Więcej





0.196 sek