Planszówki >> Recenzje >> Hannibal Barkas

| | A A


Autor: Greg
Data dodania: 2009-04-01 19:07:18
Wyświetlenia: 16380

Hannibal Barkas - recenzja

Hannibal, syn Hamilkara, Kartagińczyk. Jeśli prawdą jest, w co nikt nie śmie wątpić, że lud rzymski wszystkie narody męstwem przewyższa, to nie można zaprzeczyć, że Hannibal o tyle wyprzedza innych wodzów błyskotliwością, o ile lud rzymski ludy sąsiednie siłą. Albowiem ilekroć potykano się z nim w Italii, zawsze wychodził z bitwy zwycięsko. I wydaje się, że gdyby zawiść jego współobywateli nie stanęła mu na przeszkodzie, mógłby Rzymian pokonać. Lecz zazdrość wielu przemogła cnotę jednego.  Ów jednak nienawiść przeciw Rzymianom, odziedziczoną jakby w spadku po ojcu, tak w sobie pielęgnował, że prędzej by ducha oddał, niż jej się wyrzekł, i nawet gdy został wygnany z ojczyzny i musiał szukać pomocy obcych, nigdy nie pozwolił, aby jego umysł zajął się czym innym, niźli walka z Rzymianami.

- Corneli Nepotis „De viris illustribus“ (tłum. aut.)

Wstęp

Zanim przejdę do recenzji „Hannibala Barkasa”, chciałbym się z Tobą, Drogi Czytelniku, podzielić kilkoma refleksjami na temat sytuacji polskiego rynku gier planszowych. W ostatnich miesiącach miałem okazję przyjrzeć mu się dość uważnie, pisząc o kolejnych rodzimych produkcjach. Co jako pierwsze rzuciło mi się w oczy? Ano to, że na różnych portalach, różni ludzie mówią o eksplozji popularności planszówek. Uważam, że to bzdura. Planszówki nie umarły, to pewne, ale nie sądzę, żeby były bardziej popularne niż powiedzmy dziesięć lat temu. Być może dociera do nas więcej gier zachodnich, ale na naszym własnym podwórku sprawy rozwijają się dość powoli (i tak dobrze, że w ogóle). Co mnie skłoniło do takiego poglądu? Ano przyjrzyjmy się po kolei różnym przyczynom.

Po pierwsze: ilość znaczących wydawnictw. W tej chwili jest ich zaledwie trzy albo cztery, w dodatku część z nich walczy o życie. Po drugie: tempo produkcji. Dwie gry na rok to max. Dla porównania Fantasy Flight Games (które co prawda jest chyba największą amerykańską firmą zajmującą się grami planszowymi) rocznie wydaje więcej gier niż wszystkie polskie wydawnictwa razem. Po trzecie: żywotność gier. Nie wiem, czy jakakolwiek polska produkcja doczekała się reedycji, większość żyje przez jakieś dwa lata – potem kończy się nakład i o grze się zapomina. Co więcej, nie słyszałem o żadnej polskiej grze, która doczekałaby się dodatku. A taki na przykład Arkham Horror jest wznawiany od kilkunastu lat i dorobił się ich pięciu.   

Jednym słowem sprawy stoją kiepsko. Natomiast jednej rzeczy naszym wydawcom nie można odmówić – walczą, jak mogą. Przede wszystkim podwyższają poziom wykonania swoich produktów. Poza tym, próbują się dopasować do jak najszerszego grona odbiorców, stąd większość gier, które tworzą, jest prosta, szybka, często o zabawnej tematyce. Wiele z nich to gry familijne. Nie są żywotne, ale się sprzedają, a to już coś.

Niestety taka polityka polskich wydawców doprowadza do wytworzenia błędnego koła. Gry szybkie i proste może nie stwarzają ryzyka finansowej klapy, ale to rozbudowane, wciągające pozycje zapadają graczom w pamięć. Spójrzmy po raz n-ty na konkurencję. Jakie gry żyją i mają się dobrze? Axis&Allies (rozgrywka rzędu 4 godzin), Arkham Horror (2 godziny), Runebound (2-3 godziny), Talizman (koło 3 godzin). Wszystkie one są wykonane z epickim wręcz rozmachem, zachwycają swymi rozmiarami i ilością możliwości, jakie dają.

Czego zatem trzeba polskiemu rynkowi planszówek? Ano trzeba, żeby ktoś zaryzykował. I całe szczęście, tak się stało. Dwa lata temu firma Gry Leonardo ukończyła swój pierwszy projekt: ambitną, niezwykle rozbudowaną jak na nasze warunki grę „Hannibal Barkas”. Niestety nie można powiedzieć, żeby wywołała ona taki wstrząs, jakbyśmy chcieli, ale coś się jednak zmieniło. Powstała wreszcie planszówka, która żyje własnym życiem, której twórcy na bieżąco próbują aktualizować zasady i poprawiać niedociągnięcia, która ma kluby graczy i aktywną społeczność, tworzącą domowe scenariusze. Brakuje tylko, żeby powstał jakiś dodatek. Plany takie co prawda były, ale na razie nic z nich nie wyszło. Co przyszłość przyniesie – zobaczymy.

Uff… Trochę mi się ten wstęp rozciągnął, ale był konieczny, gdyż – jak sądzę – gra, o której mam przyjemność pisać jest ważna dla rozwoju planszówkowego biznesu w naszym pięknym kraju. A teraz: dość mędrkowania – do rzeczy!

Wykonanie

limeRozmach, z jakim wykonano „Hannibala Barkasa”, robi wrażenie. Już sama wielkość i mnogość elementów gry nadaje mu swoisty ciężar gatunkowy. Plansza jest długa na jakieś półtora metra, a szeroka na osiemdziesiąt centymetrów, żetonów jest około czterystu, kart bez mała trzysta. Oczywiście to tylko liczby, ale dają pewne wyobrażenie, jak wiele pracy włożono w stworzenie gry godnej epickiego tematu wojen punickich. Pamiętajmy przy tym, że był to debiut. Rozpoczynanie kariery projektem zakrojonym na tak wielką skalę wymagało podjęcia niezwykłego ryzyka, ale jak widać Fortuna sprzyja odważnym.

Niestety nie obyło się bez pewnych kompromisów. Ograniczenia finansowe podcięły nieco skrzydła twórcom i łatwo zauważyć, że nieraz musieli wybierać rozwiązania tańsze. Pudełko gry jest cokolwiek dziwaczne, przypomina bowiem opakowanie starej gry komputerowej – kartonowe z kolorową obwolutą. Wykonano je ze słabego materiału i łatwo się niszczy. Plansza jest cienka i niezbyt sztywna, podobnie karty. Żetony z kolei, chociaż solidne, słabo wychodzą z wyprasek i żeby ich nie uszkodzić warto pomóc sobie nożykiem.

Nie bądźmy jednak wybredni. W ten sposób zaoszczędzone pieniądze twórcy dobrze zainwestowali. Braki w solidności rekompensuje estetyka. Plansza jest bardzo dobrze zaprojektowana. Jej centralny punkt stanowi ładnie wykonana, dokładna i przejrzysta mapa zachodniego Śródziemnomorza. Przestrzeń dokoła niej poświęcono na rozmaite elementy pomocne w kontrolowaniu sytuacji w grze. Znajduje się tam zatem tor polityki, tor oblężeń, wydzielone miejsca na różne talie kart etc.

Skoro już się rzekło o kartach, warto im się przyjrzeć. Dzielą się one według dwóch kryteriów: funkcji w grze oraz państwa, do którego talii należą. Według tego pierwszego podziału, mamy karty wodzów, miast oraz zdarzeń. Według drugiego – karty Rzymu i Kartaginy, a także ich potencjalnych sprzymierzeńców, czyli Syrakuz, Macedonii, Numidii i Massalii. O ile z podziałem według państwa nie ma żadnego problemu, gdyż każde ma przypisany sobie kolor, o tyle spotkałem się z zarzutem, że odróżnienie np. karty wodza od karty wydarzenia jest dość trudne. Faktycznie na pierwszy rzut oka mogą się wydawać podobne, być może jakieś ilustracje ułatwiałyby odróżnienie ich od siebie (a przy okazji podnosiłoby to walory estetyczne). Ja jednak nie miałem żadnego problemu z ich zastosowaniem w czasie rozgrywki.

limeDo tematu kart wrócę jeszcze przy omawianiu mechaniki, gdyż są one dla „Hannibala” niezwykle ważne, ale tymczasem warto jeszcze powiedzieć kilka słów o żetonach. Najważniejsze są oczywiście żetony symbolizujące oddziały wojska. Poza nimi są jeszcze żetony pomagające w zorientowaniu się w obecnej sytuacji politycznej, jak choćby żetony nastawienia plemion galijskich. Wszystkie one są wykonane bardzo dobrze, ze starannymi ilustracjami. Powiedziałbym nawet, że prezentują się o wiele lepiej niż żetony do większości zachodnich gier strategicznych, gdzie przedstawienia wojowników z reguły są całkiem symboliczne.

Poza tym, że niezbędne elementy gry są wykonane naprawdę dobrze, trzeba twórcom „Hannibala” policzyć na plus również to, że pomyśleli o wygodzie graczy, dołączając do zestawu plastikowe torebki. Szczerze powiedziawszy dziwi mnie, że nikt wcześniej na to nie wpadł. Poręczne torebeczki są po prostu niezbędne w grach o dużej ilości elementów. Bez nich uporządkowanie i przygotowanie wszystkiego do użycia staje się żmudne i uciążliwe. Niby drobiazg, a jednak dobrze świadczy o firmie.
    

Mechanika

Skoro mamy już jako takie pojęcie o tym, jak nasza gra wygląda, pora dowiedzieć się, jak działa. „Hannibal” należy do tzw. „card-driven games”, czyli gier strategicznych, w których głównym motorem działania są karty. Przede wszystkim można je zagrywać dla uzyskania punktów inicjatywy, niezbędnych do podejmowania jakichkolwiek działań. Poza tym mogą nam również dawać pieniądze lub efekty o znaczeniu taktycznym czy strategicznym (np. mogą wywołać epidemię we wrogiej armii albo dać naszym oddziałom w bitwie przewagę zaskoczenia).

Ogólnie zasady „Hannibala” są rozbudowane, dają szeroką gamę możliwości. Wojna to ostatecznie nie tylko walka zbrojna, ale również polityka i ekonomia. Niebagatelne znaczenie mają sojusze z sąsiadującymi państwami. Jeśli nasze oddziały nie są dość silne, by powstrzymać nawałę wrogów, być może warto pomyśleć o jakiejś dywersji na jego tyłach. Ostatecznie Hannibala w Italii nigdy nie udało się pokonać. Dopiero ekspedycja do Kartaginy odciągnęła go od Rzymu.

limeNie należy też zapominać o potędze pieniądza. Armia Hannibala z pozoru wydaje się niepokonana. Jak taran przechodzi przez rzymskie ziemie, niszcząc kolejne oddziały konsularne. Ale nawet taka potęga jest niczym bez odpowiedniego zaplecza. Dzielny Kartagińczyk musi się nieźle nagimnastykować, gdyż na początku nie ma w Italii żadnych miast, z których mógłby czerpać rekruta. Musi polegać raczej na pomocy Galów – swarliwych i niepewnych sprzymierzeńców. Tymczasem Rzym z łatwością odrabia nawet największe straty, gdyż posiada olbrzymie dochody i niezwykłe możliwości mobilizacyjne.

Co do samej walki, to ona również ma różne aspekty. Poza regularnymi starciami w polu, możliwe są również bitwy morskie, oblężenia i szturmy. Wszystkie mają niebagatelne znaczenie dla naszej strategii. Niszcząc flotę przeciwnika, możemy go odciąć od posiłków z ojczyzny. Z kolei zdobywanie miast jest niezbędne dla podkopania jego gospodarki, ale nie jest wcale rzeczą prostą. Możemy zdecydować się na żmudne i długotrwałe oblężenie lub spróbować opcji bardziej ryzykownej – szturmu. Wtedy musimy być gotowi na duże straty.

Jednym słowem, mechanika „Hannibala” wiernie oddaje wielowymiarowy charakter wojny. Nie jest jednak na tyle skomplikowana, żeby umniejszać przyjemność czerpaną z rozrywki. Przeciwnie – jak na grę strategiczną jest dosyć prosta. Oczywiście przez jedną czy dwie pierwsze partie warto mieć instrukcję pod ręką, jednak gdy się już zapozna z zasadami, okazuje się, że są one dość intuicyjne i nie wymagają konsultowania się z milionami tabelek czy wykresów.

To oczywiście dla wielu zapalonych strategów może być wadą, podobnie, jak fakt, że czynnik losowy w „Hannibalu” ma niemałe znaczenie. O powodzeniu niejednego przedsięwzięcia przesądza ułożenie kart lub wynik rzutu kostkami. Moim zdaniem nie jest to niczym złym. Po pierwsze zwiększa emocje związane z grą i, wbrew pozorom, zmusza do jeszcze większego główkowania, gdyż trzeba być przygotowanym na każdą ewentualność, nawet najbardziej nieprawdopodobną. Po drugie – po prostu oddaje realia wojny. Rzadko to łut szczęścia decydował o wygranej lub przegranej? W historii antycznej mamy mnóstwo przykładów tego, jak przypadek decyduje o losach całych narodów. Choćby takie wojny grecko-perskie z V w. p.n.e. Według wszelkich zasad prawdopodobieństwa malutkie i skłócone ze sobą państewka greckie nie miały żadnych szans w starciu z potęgą perskiego imperium. A jednak się udało. I to bynajmniej nie dlatego, że Grecy byli jakimiś nadludźmi z rzeźbionymi komputerowo kaloryferami zamiast brzuchów, jak sugeruje pewne wybitne dzieło filmowe, którego tytułu tutaj nie wspomnę.

Grywalność

limeNajwiększą zaletą „Hannibala Barkasa” jest jego grywalność. Każda partia jest niepowtarzalna i mimo tego, że gra zajmuje sporo czasu, chce się do niej wracać wciąż i wciąż. Dzieje się tak między innymi dzięki bogactwu możliwości, o których pisałem wcześniej. Gracz może naprawdę poczuć się starożytnym wodzem.

Gdyby jednak tego było mało, dla większego urozmaicenia twórcy przewidzieli różne typy rozgrywki. W podręczniku znajdują się cztery scenariusze, różniące się od siebie początkowym rozstawieniem wojsk i sytuacją polityczną. Trzy z nich są historyczne. Pierwszy skupia się wyłącznie na walce z Hannibalem w Italii. Jest to scenariusz dobry dla graczy początkujących, gdyż nie ma w nim znaczenia ogólnoświatowa polityka.

Drugi jest wariacją na ten sam temat. Hannibal jest już w Italii, zbliża się decydujące starcie. Jednak ten scenariusz został rozszerzony na całą panoramę zachodniego Śródziemnomorza. Kartagińczycy, poza Italią i swoją rodzimą północną Afryką, mają również bazy w Hiszpanii. Ponadto do walki ze swymi odwiecznymi wrogami wiodą również sprzymierzone oddziały Massylów. Rzymianie nie mogą się już skupiać wyłącznie na obronie własnych miast. Być może będą musieli poszukać pomocy innych państw, jak Syrakuzy. Być może również konieczne będzie przepłynięcie morza i przeniesienie walki na teren samych Kartagińczyków.

Z kolei trzeci scenariusz przenosi nas na sam początek wojny. Hannibal jeszcze nie przeprawił się przez Alpy, a Rzymianie nie zostali zepchnięci do defensywy. W tej opcji rozgrywki losy wojny mogą się potoczyć zupełnie inaczej niż nas uczą podręczniki historii. Może główną areną walk stanie się nie Italia a Hiszpania? Może Hannibal nigdy nie stanie u bram Rzymu? Może o losach obu mocarstw zadecydują nie wielkie bitwy na lądzie, lecz morskie starcia? Wszystko jest w rękach graczy.

Tak prezentują się trzy historyczne scenariusze. Autorzy „Hannibala” stworzyli również jeden zupełnie wymyślony, choć prawdopodobny, w którym duże znaczenie na arenie politycznej zyskuje Macedonia. Poza tymi na oficjalnej stronie wydawnictwa jest również dostępny jeden opcjonalny scenariusz stworzony przez graczy, bardzo dobry do rozgrywki trzyosobowej. No i oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie temu, aby każdy w domowym zaciszu tworzył własne scenariusze, co zresztą wielu fanów „Hannibala” czyni.

Oprócz różnych możliwości przygotowania rozgrywki, warto również wspomnieć o tym, jak się ona zmienia zależnie od ilości graczy. Przy dwóch mamy do czynienia z prostym starciem wrogich sobie potęg, przy większej ilości zaczynają powstawać polityczne niuanse, które dodają grze smaczku. Na przykład przy trzech graczach poza Rzymem i Kartaginą do zabawy włącza się jeszcze jedno państwo – Syrakuzy. Pozornie o wiele słabsze od swych olbrzymich sąsiadów, sprytnie lawirując i wygrywając na ich wzajemnych animozjach jest wstanie wiele osiągnąć.

Przy czterech graczach powstają drużyny – po dwóch na każdą stronę. Nie wyklucza to jednak konkurencji wewnątrz zespołów. Pamiętajmy, że to „zazdrość wielu przemogła cnotę” Hannibala. Również konsulowie Rzymscy (których na marginesie wybierano dwóch na rok) często podkładali sobie świnie, żeby zyskać większe znaczenie w Mieście.

Podsumowanie

Na zakończenie niniejszej recenzji chciałbym powrócić do pewnej myśli z samego jej początku. Mianowicie rzekłem, że „Hannibal Barkas” jest grą ważną dla rozwoju polskiego rynku planszówek i mam nadzieję, że jego opis i Ciebie, Drogi Czytelniku, do tego przekonał. Albowiem dostaliśmy w końcu grę, która nie tylko jest dobrze wykonana, ale również zachwyca niezwykłą panoramą możliwości, które daje.

Osobiście uważam, że jest to w tej chwili najlepsza pozycja na naszym rynku. Czy jednak uda jej się wyłamać z błędnego koła, o którym mówiłem we wstępie? Na pewno ma do tego potencjał. Istnieje już od dwóch lat i nadal jest popularna. Jednak czy doczeka się reedycji, czy jej popularność przejdzie próbę czasu? I co z tym obiecanym dodatkiem?

Na odpowiedź przyjdzie nam chyba poczekać. Tymczasem pozostaje liczyć, że następna propozycja firmy Gry Leonardo będzie równie albo nawet bardziej udana. Z tego co wiem, pracują obecnie nad grą poświęconą kolejnemu ważnemu historycznemu konfliktowi: wojnie polsko-bolszewickiej. Będę trzymał kciuki za jej powodzenie.
Ceterum censeo Karthaginam esse delendam.

Grę do recenzji dostarczył Wydawca: Gry Leonardo

Lubię to
 Lubi to 0 osób
 Kliknij, by dołączyć
Zobacz też
Słowa kluczowe: hannibal, barkas, gry, leonardo, recenzja

Podobne newsy:

» 25 lat gier fabularnych w Polsce!
25%
» Premiera Trine już 23 października!
22%
» Strefa Śmierci - konkurs
18%
» Steam-owe premiery 11.10.12
17%
 
Podobne artykuły:

» Fantazyn #6 - recenzja!
29%
» Sierociniec - recenzja filmu!
29%
» Mass Effect - recenzja!
25%
» Dead Space - recenzja!
25%
» The Fall - recenzja!
25%

Mamy 8 zapisanych komentarzy

Nivo
2009-04-01 19:18:46
| Odpowiedz
Fantastyczna recenzja, jestem pod wrażeniem. Kapitalna robota.


Twój komentarz został dodany!

Kliknij, aby odświeżyć stronę.
Algeroth
2009-04-01 20:02:00
| Odpowiedz
Chylę czoła - recenzja zaiste obszerna, wyczerpująca temat i świetnie napisana! Zgadzam się też co do rynku planszówek i zainteresowania nimi - do dziś pamiętam rozgrywki w "Magiczny Miecz" - podróbkę pierwszej "Magii i Miecza". Było to parę ładnych lat temu i nie byłem wtedy jedynym, któremu się taka rozrywka podobała. Dziś teoretycznie są większe możliwości publikacji, potrzeba tylko woli i małego ryzyka.
Jeżeli zaś chodzi o samą grę - z chęcią jeszcze raz w nią spróbuję zagrać (mimo, że ogrom mnie przeraża :P).

Vae victis!


Twój komentarz został dodany!

Kliknij, aby odświeżyć stronę.
Kaazar
2009-04-01 20:59:48
| Odpowiedz
"Planszówki nie umarły, to pewne, ale nie sądzę, żeby były bardziej popularne niż powiedzmy dziesięć lat temu."

Powiem tak, planszówki nie umarły dla ciebie bo spotkałes ludzi którzy również chętnie zagrają w coś innego niż gry kompowe, usiadą rozłożą i mile spędzą czas. niestety ja nie znam wielu takich ludzi, a szkoda. Nie wiem jak sie ma rynego, bo go nie śledze dokładnie, ale wiem ile godzin spędziłem przy magicznym mieczu,potem każdy poszedł w swoją stronę i jak to sie mówi "wyrósł". A to guzik prawda, z planszówek sie nie wyrasta, tylko po prostu trzeba znaleść tą / te odpowiednie. Co do hanibala skomentuje jak zagram chociaż raz całość.


Twój komentarz został dodany!

Kliknij, aby odświeżyć stronę.
Arieen
2009-04-01 22:02:23
| Odpowiedz
Zgadzam się z Kaazarem. Naprawdę trudno znaleźć kompanie nawet do prostej, niezobowiązującej gry, a co dopiero do czegoś większego... Nie wiem skąd w ludziach takie rozpaczliwe bronienie się przed tym, żeby sobie usiąść, rozłożyć planszówkę i pograć. Nawet jak uda się ich nakłonić, to po pięciu minutach już się nudzą.

A recenzja pierwsza klasa, co już ci napisałam zresztą.


Twój komentarz został dodany!

Kliknij, aby odświeżyć stronę.
Greg
2009-04-02 13:51:11
| Odpowiedz
Kaazar napisał/a: "Powiem tak, planszówki nie umarły dla ciebie bo spotkałes ludzi którzy również chętnie zagrają w coś innego niż gry kompowe, usiadą rozłożą i mile spędzą czas. niestety ja nie znam wielu takich ludzi, a szkoda."

To co mówisz potwierdza właśnie moją tezę. Nie ma jakiegoś niezwykłego bumu na planszówki. Ale z drugiej strony z jakiejś przyczyny te gry się sprzedają, zatem muszą być ludzie, którzy jak ja mieli szczęście spotkać chętne grupy graczy.


Twój komentarz został dodany!

Kliknij, aby odświeżyć stronę.
Kaazar
2009-04-04 21:54:36
| Odpowiedz
Umrzec nie umarły. Zgadzam sie. Ale powiem Ci że gdybym nie spotkał pewnych ludzi na swojej drodze to nadal bym tylko grał w Axisa. A to że gram w axisa to też przypadek, i to że znalazłem ludzi chetnych do gry "żołnierzyki".Tak naprawde wcześniej to wiele lat w nic nie grałem, od czasów Magicznego miecza, Rycerzy króla artura i innych planszówek za młodu.
I niestety wiele osób , potencjalnych graczy planszówek nie spotka osób do tego, i grać nie będzie. A za tym idzie rynek = mniejszy popyt, mniejsze zainteresowanie=mniejszy rodzimy przemysł gier planszowych=mniejszy rozwój=wolniejszy rozwój. Niestety grono ludzi zainteresowanych tematem, jest wąskie. Wystarczy popatrzyć nie tylko na planszówki, ale i gry bitewne stołowe.


Twój komentarz został dodany!

Kliknij, aby odświeżyć stronę.
Kaazar
2009-04-04 21:56:06
| Odpowiedz
Ops... dwa razy to samo... ;)


Twój komentarz został dodany!

Kliknij, aby odświeżyć stronę.
Fraa
2011-03-25 17:49:51
| Odpowiedz
No dobrze, jestem absolutnie przekonana po lekturze recenzji, klimaty totalnie moje (jestem antycznie zwichnięta ;) ), cud, miód i orzeszki i ja chcę pograć. ;]

Ma ktoś pomysł, gdzie mogę nabyć Hannibala? Nakład wyczerpany, w sklepach też niedostępne, znalazłam w jakimś jednym, ale jak porównywałam ceny, to wychodzi, że bym jednak ciutek przepłaciła (151zł, podczas gdy w innych sklepach ceny wahały się w okolicach 130zł, a przecież jeszcze koszt przesyłki...).

Będzie może jakieś wznowienie na ten przykład?
(nie cierpię dowiadywać się o fajnych grach po czasie... tak samo miałam z London 1888 ;( )


Twój komentarz został dodany!

Kliknij, aby odświeżyć stronę.


Dodaj komentarz, użytkowniku niezarejestrowany

Imię:
Mail:

Stolica Polski:



Twój komentarz został dodany!

Kliknij, aby odświeżyć stronę.




Artykuły

Gry komputerowe
Główne Menu

Gry RPG

Polecamy

Patronujemy
Aktywność użytkowników
madda99 zarejestrował się! Witamy!
_bosy skomentował Blood 2: The Chosen - recenzja
_vbn skomentował Mapy Starego Świata
wokthu zarejestrował się! Witamy!
_Azazello Jr skomentował Gdzie diabeł nie mówi dobranoc. "Mistrz i Małgorzata”, Michaił Bułhakow - recenzja
Gabbiszon zarejestrował się! Witamy!
Liskowic zarejestrował się! Witamy!
_Kamila skomentował "Brudnopis", Siergiej Łukjanienko - recenzja

Więcej





0.214 sek