Dead Rising 2 Off the Record to produkt studia Capcom, które jest także odpowiedzialne za pozostałe tytuły z tej serii. Capcom stworzył lub wydał między innymi: serię
eXceed,
Super Street Fighter IV wraz z masą dodatków DLC,
Dark Void, serię
Lost Planet czy
Resident Evil V. Jak widać, jest to poważna firma, dobrze znana na rynku komputerowym. Czy w związku z tym możemy mieć pewność, że zakupiony towar spod tego znaku będzie satysfakcjonujący? A jeśli tak, to dla kogo?
Dead Rising 2 Off the Record jest dodatkiem do drugiej części gry i stanowi jej fabularne uzupełnienie. Chuck Greene, główny bohater z
Dead Rising 2 wciąż grasuje po Fortune City rozwalając dziesiątki zombie. Równocześnie, miasto przed całkowitą zagładą próbuje uratować Frank West, fotoreporter znany z pierwszej części gry. I to właśnie w niego wcielamy się w
Dead Rising 2 Off the Record. Aparat zawieszony na szyj, znaleziona gdzieś po drodze prosta broń w rękach, a w głowie chęć stawienia czoła niezliczonym hordom leniwie poruszających się zombie. Szykuje się rozrywka na długie godziny…
Rozgrywka
Graczom oddane zostały pod eksploracje olbrzymie tereny. Mamy wielkie centrum handlowe z licznymi pasażami, przejściami i korytarzami; kilka kasyn, do których wiodą drogi najeżone chodzącymi trupami; a nawet park rozrywki Uranus. Eksploracja nie została ograniczona w żaden sposób, musimy jedynie uważać na zaczepiające nas kreatury. Capcom zaserwował graczom całkiem sporą swobodę – możemy zwiedzać Fortune City bez presji czasowej (brak leku Zombrex, o którym przypomina nam ciągle zegarek, nie uśmierci nas), wykonując zadania lub po prostu chodzić tam, gdzie nam się żywnie podoba.
Oczywiście, jak na fotoreportera przystało, aparat fotograficzny naszego bohatera nie jest martwym atrybutem. Za robione zdjęcia otrzymujemy doświadczenie i zdobywamy nowe poziomy i umiejętności. Im bardziej brutalny, dramatyczny, zawierający elementy fabularne lub erotyczne obraz uda nam się uchwycić, tym więcej otrzymujemy punktów doświadczenia. Początkowo nie byłem przekonany do tego rozwiązania, ale w końcu przełamałem się i szybko wyszło na to, że więcej czasu poświęciłem na robienie zdjęć niż na wykonywanie kolejnych zadań. Mimo otaczającej nas grozy (a może właśnie dlatego?) praca fotografa ma swój urok.
Poziomy możemy zdobywać nie tylko w ten sposób. Punkty przydzielane są ponadto za zadania, eskortowanie ocalałych i ratowanie ich, gdy wpadną pomiędzy wygłodniałe zombie. Broni mamy pod dostatkiem, bo niemal wszystko, co leży na ziemi, może okazać się wystarczającym orężem na tępawe i powolne zombie. Pod tym względem gra jest bardzo prosta, to nie survival, a zabawa – naszym zadaniem nie jest przetrwanie apokalipsy, a jej sfotografowanie i zarchiwizowanie.
W odniesieniu do poprzednich części gry wprowadzono kilka zmian. Dodano nowych przeciwników, kombinacje broni, przedmioty, pojazdy oraz najważniejsze – lokacje. Fortune City tylko na pierwszy rzut oka jest takie samo, ale po dokładniejszym przyjrzeniu się widać dziesiątki zmian – od kosmetycznych, po naprawdę monumentalne. Z łatwością można spotkać znane już postacie, ale niektóre zostały przesunięte w inne miejsce, jeszcze kolejne zastąpiono nowymi. Gracz na pewno nie będzie się nudził zwiedzając miasto.
Podsumowanie
Pozwoliłem sobie pominąć stronę audio-wizualną, bo w tej materii nie jestem żadnym specjalistą. Gra jest wyjątkowo barwna i różnorodna, wystarczy obejrzeć dowolny gameplay na YT by wyrobić sobie zdanie na ten temat i określić, czy to pozycja dla nas czy też nie. Co do muzyki – jak zwykle jej rola jest marginalna, więc również nie warto jej opisywać.
Co mi się w grze spodobało? Przede wszystkim system pstrykania fotek, szukania brutalnych, dramatycznych czy erotycznych obrazów, które można by uwiecznić. Niesamowicie to wciąga i o dziwo przynosi sporo frajdy. Często miałem wrażenie, że zombie istnieją tylko po to, by mi pozować. Na plus z pewnością zasługuje otwarty świat i swoboda z jaką możemy się po nim poruszać. Broni jest multum, przeciwników podobnie.
Z drugiej strony… Po pierwszy raz, gdy zetknąłem się z tytułem z serii Dead Rising, pomyszkowałem więc trochę po sieci i okazuje się, że graczom, którzy znają poprzednie części ten dodatek wcale się nie podoba. I to z jednego powodu – stosunku ceny do jakości. Według licznych głosów
Dead Rising 2: Off the Record to dość słaba kalka
Dead Rising 2, wnosząca niezbyt wiele świeżości. Oglądając różne gameplaye muszę przyznać rację tym stwierdzeniom. Gra nie jest zła, ale też nie jest to pozycja, która przykuje do komputera na długie godziny. Spodoba się pewnie tylko jednej, dość nielicznej grupie – fanatykom chodzącej śmierci, w jakimkolwiek wydaniu…
6/10

Produkty do recenzji dostarczyła firma Cenega Poland