Oparcie gry na prostych i przejrzystych zasadach nie musi wcale wykluczać mnóstwa dobrej zabawy. Nie mam tutaj na myśli banałów, jak prowadzenie gracza za rękę w serii Call of Duty, ale o zaniedbany ostatnimi czasy gatunek tower defense. Niekończące się zwykle fale przeciwników, bezmyślnie nacierających na bronione przez gracza pozycje, od dekad dawały developerom spore pole manewru. Sam mechanizm bowiem nie wymagał jakichkolwiek modyfikacji, natomiast namiastka fabuły czy ogólnie pojęty setting mogły być zmieniane i odkrywane na nowo praktycznie niezliczoną ilość razy. Stąd tytułowych „wież” broniliśmy pred gangsterami, zombie, nazistami, kosmitami, a gdzieś w otchłani internetu może nawet przed urzędnikami z fiskusa. Jest jednak jeden rodzaj przeciwnika, któremu dawno nie napsułem krwi…
Orki służyły niegdyś jako podstawowy rodzaj mięsa armatniego. Przeróżne cRPG i RTS pozwalały nam przetrzebiać ich szeregi zupełnie bezkarnie, ku uciesze ratowanych wieśniaków i księżniczek. Wraz z upływem lat ich obecność w wirtualnej rozrywce ulegała, przynajmniej w moim odczuciu, znacznej marginalizacji. Ale nic straconego. Zielone stwory wiedzą przecież o magicznym przejściu strzeżonym przez starego i potężnego maga w odległej wieży w tajemniczej krainie fantasy w świecie pełnym niebezpieczeństw. Jej zdobycie dałoby im wieczną chwałę i wprowadziło jeszcze raz na salony świata gier wideo. Jednak gracz, jako istota wredna i sadystyczna z natury, ma to w swoim poważaniu. Ważne jest przecież tylko jedno — „Orki muszą zginąć!”.
Powyższy, sam przyznaję przydługi, wstęp miał zastąpić standardowe streszczenie wczesnego zarysu fabularnego w recenzowanej grze. W wypadku „Orcs must die!” ciężko jest bowiem napisać na ten temat więcej niż trzy zdania. Wcielamy się w ucznia wiekowego czarodzieja, który strzeże magicznej szczeliny/wrót/przejścia przez zastępami orków. Gdy mag ginie w dosyć „frajerski” sposób, obowiązek zadbania o bezpieczeństwo artefaktu spada na barki nowicjusza. Jego spryt i brawura staja się tym samym gwarancją intensywnej i stosunkowo lekkiej zabawy z życiem tysięcy potworów. Jak na tower defense, to i tak dużo.
Grę podzielono na trzy akty, z czego każdy kolejny rzuca na nas liczniejsze, sprytniejsze oraz bardziej żywotne zastępy wroga. Dodatkowo, w wieży pojawiają się coraz to nowsze przejścia, wejścia, zejścia i wyjścia, dzięki czemu utrzymanie pozycji obronnych staję się wymagającym wyzwaniem. Biorąc pod uwagę fakt, że gra kończy się w momencie, gdy do środka przedostanie się zbyt wiele orków, wszelkie dziury w zasiekach łatać trzeba błyskawicznie. Zdarza się, że jest to dosyć problematyczne, szczególnie w trzecim akcie. Niektóre z bitwy są wyczerpujące, bo trudno jest przez dłuższy czas działać na przyspieszonych obrotach, klikając jak szaleniec w przeróżne pułapki i to w taki sposób, by ich ustawienie było sensowne. Dlatego o ile na początku „Orcs must die!” jest przyjemne i szybko brnie się do przodu, to na późniejszych etapach męczy i osobiście nie byłem w stanie wysiedzieć przy grze dłużej niż godzinę. Jest to zarazem chyba jej największy mankament.
Na podwyższoną dawkę adrenaliny wpływ mają nie tylko zielone bestie, ale również koncepcja gameplayu. Naszym awatarem w grze jest bowiem Uczeń, a jego poczynaniami sterujemy, jak w standardowej grze TPP. Poruszając się po w pełni trójwymiarowym otoczeniu ustawiamy pułapki oraz oddziały żołnierzy, po czym wspomagamy obronę własną magią oraz kuszą i wprowadzamy ewentualne bieżące korekty do konstrukcji linii obronnych.
Słów kilka należy w tym miejscu poświęcić arsenałowi pułapek, bowiem to one stanowią o atrakcyjności i głębi rozgrywki jakiegokolwiek tytułu tower defense. Zapadnie, kotły z różnymi cieczami, włócznie, piły czy katapulty to tylko część z nich. Pomysłowość, z jaką konstruowano kolejne mechanizmy sprawia, że gdyby nie bajkowa oprawa „Orcs must die!”, mielibyśmy tutaj poważnego konkurenta dla Mortal Kombat. Może w sequelu?
Ogólnie rzecz biorąc, ciężko mi traktować „Orcs must die!” jako pełnoprawną grę. Widzę ją raczej jako solidny deser po dużych tytułach lub sposób na krótką i relaksującą rozrywkę po nudnym dniu w pracy. W tej roli, mordowanie orków sprawdza się naprawdę dobrze. Uwzględniając rozsądną cenę wersji PC, bo ceny w MSP nie znam, zastanówcie się, czy nie chcecie spróbować. Wieża czeka, a orki naprawdę powinny umrzeć.
Ocena: 7/10

Produkt do recenzji dostarczyła firma Cenega Poland